Arka Gdynia zremisowała z Wisłą Płock 1:1 (1:0). Gdynianie przerwali passę sześciu porażek z rzędu. W meczu obie drużyny bardziej skupione były na faulowaniu, niż konstruowaniu ofensywnych akcji. Żółto-niebiescy powinni wygrać, ale oddali pole gry rywalom i stracili bramkę w ostatniej minucie spotkania.
Trener Leszek Ojrzyński do pierwszej jedenastki desygnował ustawionego na pozycji środkowego napastnika Rafała Siemaszko. Do gry wrócił również Mateusz Szwoch, który w derbach Trójmiasta pauzował za żółte kartki.
„MECZ WALKI”
W pierwszej połowie zawodnicy obu drużyn skupili się na przeszkadzaniu przeciwnikom bardziej niż na kreowaniu akcji w ofensywie. Akcje co chwilę przerywane były faulami (dziewiętnaście przed przerwą), a największe zagrożenie pod bramkami powstawało po dośrodkowaniach ze stałych fragmentów gry. Po rzucie rożnym blisko szczęścia był Krzysztof Sobieraj, ale piłka wylądowała poza bramką. W odpowiedzi Damian Byrtek groźnie uderzył głową, ale Konrad Jałocha nie dał się zaskoczyć. Kontrataki – to druga najmocniejsza strona zarówno Arki, jak i Wisły. Dominika Hofbauera w polu karnym szczęśliwie zatrzymał jednak Byrtek, a Damian Zbozień zaprzepaścił dobrą akcję podając niecelnie. Goście również zmarnowali doskonałą okazję, bo podanie Merebaszwilego świetnie przeciął Yannick Sambea. W 41. minucie gospodarze dopięli swego. Piłkę w „szesnastkę” dorzucił z autu Marcin Warcholak, a mało widoczny wcześniej Siemaszko zrobił to, co potrafi najlepiej. Zachował najwięcej spokoju w zamieszaniu w polu karnym i głową pokonał Seweryna Kiełpina.
ARKA W DEFENSYWIE
Po przerwie Arka cofnęła się do defensywy, a na boisku dominować zaczęła Wisła. Nie zmienił się jednak obraz gry. Główną broniom gości były stałe fragmenty gry. Groźnie z rzutu wolnego uderzył Cezary Stefańczyk, ale Jałocha nie dał się zaskoczyć. Gospodarze próbowali odpowiadać kontratakami, ale na boisku brakowało zawodnika, który potrafiłby utrzymać piłkę na połowie rywala. Siemaszko był często bezradny w starciu z silnymi obrońcami rywala; w drugiej połowie mniej widoczny był również Szwoch.
Sporo świeżości wniósł wprowadzony na boisko Dariusz Formella. Wypożyczony z Lecha Poznań skrzydłowy mógł nawet zdobyć bramkę, ale został zablokowany. Dużo problemów obrońcom Arki sprawił inny rezerwowy – Arkadiusz Reca, który po świetnym rajdzie dograł w pole karne, ale żaden z partnerów nie potrafił wykorzystać tej sytuacji. W końcowych minutach to gdynianie dominowali na boisku i wydawało się, że nic złego Arce już się nie stanie. Rozpaczliwe ataki gości przyniosły jednak efekt, bo w ostatniej akcji Michał Marcjanik zagrał ręką w polu karnym sędzia podyktował rzut karny. Do piłki podszedł Jose Kante i choć Jałocha był bliski wybicia piłki, Hiszpan umieścił ją w siatce, a arbiter zakończył mecz.
MINIMALIZM SIĘ ZEMŚCIŁ
Arka zagrała lepiej niż w poprzednich spotkaniach, ale w ostatniej minucie dała sobie wyrwać zwycięstwo. Gdynianie zostali ukarani za minimalizm, który zaprezentowali w drugiej połowie. Żółto-niebiescy chcieli bronić korzystnego rezultatu zamiast starać się podwyższyć prowadzenie. Drużyna Leszka Ojrzyńskiego kończy sezon zasadniczy na dwunastej pozycji.
GOL WISŁY DRAMATEM ZAGŁĘBIA
Gol dla płocczan sporo zmienił również w ligowej tabeli. Wisła zrównała się punktami z Koroną Kielce i Zagłębiem Lubin. Nie poprawiło to sytuacji drużyny Marcina Kaczmarka w tabeli, bo pozostała ona na dziewiątym miejscy, ale bilans bezpośrednich pojedynków sprawił, że Lubinianie spadli na dziesiąte miejsce to Korona zagra w grupie mistrzowskiej. Dziesiąte miejsce „Miedziowych” po sezonie zasadniczym to jak do tej pory największa niespodzianka rozgrywek.
Tymoteusz Kobiela