Lechia Gdańsk: bez wychowanków donikąd? „Nie porównujcie mnie do Daniego Alvesa”, apeluje Szwoch [PIŁKARSKI WTOREK]

Nowy-stary trener, pierwsze od dłuższego czasu zwycięstwo, ale styl na boisku i poza nim pozostawia gdańskich kibiców w sferze marzeń o lepszym jutrze. Sympatycy Lechii poszukują zaginionej tożsamości i nieobecnych na ławce rezerwowych wychowanków, w Gdyni zagubionej formy poszukuje Mateusz Szwoch.
– Wymagam od siebie dużo, na pewno więcej, niż mówią moje obecne statystyki – mówi realistycznie patrząc na swoją obecną sytuację pomocnik Arki Mateusz Szwoch. Sytuację w Lechii, w studiu Radia Gdańsk, ocenił surowym okiem Jerzy Jastrzębowski – bo gdy sam ją prowadził, m.in. podczas pamiętnych meczów z Juventusem Turyn, wyglądała ona zupełnie inaczej.

Posłuchaj audycji:

„OPOWIADA NAM SIĘ STRASZNE BAJKI”

Maradona wielkim piłkarzem był. A Lechia była wielką drużyną, m.in. wtedy, gdy we wrześniu 1983 roku stawała do walki z wielkim i wtedy, i dziś Juventusem.

– Kibice cenili nas za to, że w każdym meczu graliśmy o zwycięstwo. Nawet mecz w Turynie, który przegraliśmy dość zdecydowanie 0:7, chcieliśmy w nim grać, go wygrać – wspomina Jerzy Jastrzębowski.

Były szkoleniowiec biało-zielonych negatywnie postrzega ostatnie, płynące z klubu informacje.

– Zależy nam na tym, żeby to wszystko ruszyło do przodu. A czytając wywiady m.in. z trenerem Nowakiem, z prezesem Mandziarą, czy z panem Owenem, doszedłem do wniosku, że wspomniani panowie starają się mnie, siedzącego tyle lat w piłce… może nie oszukać, ale opowiada nam się straszne bajki. Nie przyjmuję ich – mówi stanowczo.

JEST ZWYCIĘSTWO, ZADOWOLENIA NIE MA

Równie ostrożnie poczynaniom Lechii przyglądają się Józef Gładysz i Lech Kulwicki. Nastawienia do obecnej sytuacji nie zmienił sobotni komplet punktów, który podopieczni trenera Owena dopisali do swojego konta, pokonując Zagłębie Lubin.

– Lechia wygrała i należą im się gratulacje, ale tylko za trzy punkty. Styl, w jakim to zrobili, myślę, że nie zadowolił żadnego z kibiców. Wręcz przeciwnie. Jeśli w takim stylu będziemy wygrywać, to kibiców na meczach będzie coraz mniej – mówi Kulwicki.

Frekwencja już teraz pozostawia coraz więcej do życzenia. W sobotę, po raz pierwszy od długiego czasu, mecz na Stadionie Energa obejrzało mniej niż 10 tys. kibiców. Oficjalnie uprawnionych do obejrzenia spotkania było 9 399 biało-zielonych sympatyków, podczas gdy faktycznie zasiąść na trybunach mogło zdecydować się nawet poniżej 8 tysięcy.

SŁABSI I WOLNIEJSI

Zdaniem Józefa Gładysza, potencjał w biało-zielonych drzemie nie mniejszy niż ten, którym zachwycali w ubiegłym sezonie.

– Indywidualny potencjał każdego piłkarza Lechii jest absolutnie na pierwszą trójkę Ekstraklasy, patrząc na nazwiska, jakie u nas występują. Problemem jest uruchomienie dużej wiedzy trenera, który potrafiłby w sposób właściwy poustawiać ich pod względem taktycznym, a także motorycznym. Piłkarzom brakuje szybkości, „gazu” – podkreśla.

O dziwo, pod wodzami byłego trenera przygotowania motorycznego drużyna nie przyspieszyła.

KTOKOLWIEK WIDZIAŁ, KTOKOLWIEK WIE: WYCHOWANKOWIE

Obaj panowie zwracają uwagę na – ich zdaniem – kardynalny błąd zarządu i sztabu szkoleniowego Lechii: brak wiary w piłkarzy, którzy w biało-zielonych strojach stawiali pierwsze kroki na boisku.

– Wychowanków na ławce w Lechii jest zero – grzmi Lech Kulwicki. Mam pytanie do sztabu szkoleniowego Lechii Gdańsk: gdzie są ci młodzi zawodnicy szkoleni w Lechii, gdzie jest tych paru najlepszych juniorów, którzy weszliby do szatni, poczuliby ten pot, poczuliby klepnięcie po plecach od Krasica, od Mili i wrócili z powrotem do rezerw, mówiąc: „Chłopaki, warto trenować, bo jak się wejdzie do szatni, to widzi się zawodowców. Trenujmy jeszcze więcej, bo tam to dopiero jest fajnie!” – kontynuuje Kulwicki.

– Błędem jest też to, że nie ma drugiej drużyny, którą rozwiązano. Ci zawodnicy tylko trenują. Nie znam drugiego takiego klubu w Europie, dobrego klubu, który nie miałby rezerw – podsumowuje.

O FORMIE, KTÓRA ZOSTAŁA NA WAKACJACH

Nieczęsty to widok, choć w tym sezonie trwa już wyjątkowo długo: Arka wciąż plasuje się w tabeli nad ogranym w Ekstraklasie lokalnym rywalem, lecz i ona ma swoje bolączki. Jedną z nich jest zagubiona forma Mateusza Szwocha.

Gdy ma dobry dzień – a młodszym kibicom potwierdzamy, miał ich wiele – mecze potrafi wygrywać w pojedynkę. Udowodnił to m.in. na początku ubiegłego sezonu, asystując przy wszystkich trzech bramkach, jakie zdobyła Arka pokonując 3:0 Ruch Chorzów. Później bywało już różnie.

Umawiamy się zatem z Mateuszem, żeby u źródła zasięgnąć informacji na temat tego, gdzie szukać przyczyn niniejszego stanu rzeczy oraz znaleźć trop, którędy do asyst, którędy do bramek. Gratulujemy niedawnych zaręczyn, a sportowo – jest czego?

– Pucharu Polski. To największy sukces w moim życiu, więc śmiało można mi tego gratulować! – odpowiada pół żartem, pół serio. Humor jest, może więc znajdziemy i to, czego szukamy: wyników na boisku.

STATYSTYCZNIE PRZECIĘTNY

Ostatni rok kalendarzowy w wykonaniu Mateusza Szwocha to 6 asyst i 5 zdobytych bramek. Ograniczając wyniki za ostatnie dwanaście miesięcy do boisk Ekstraklasy, pozostają 4 asysty i 3 gole. Czy faktycznie są to statystyki bardziej przypominające średniej klasy bocznego obrońcę, niż kreującego grę środkowego pomocnika?

– Patrząc na wyniki obrońców w Europie – w Barcelonie, czy też innych topowych klubach – to pewnie mają nawet lepsze statystyki, niż niejeden ofensywny zawodnik w naszej lidze. U nas jest inaczej. Mamy trochę słabszych piłkarzy, sam też nie zaliczam się do grona super europejskich zawodników. Nie można oceniać mnie według tych samych kryteriów, co Daniego Alvesa – odpowiada Szwoch, ripostując naszego redakcyjnego kolegę.

– Wymagam od siebie dużo, na pewno więcej, niż mówią cytowane statystyki. Na wszystko przyjdzie czas: zacznę strzelać, asystować i mam nadzieję, że stanie się to jak najszybciej – przekonuje.

(NIE)SPRAWIEDLIWE MEDIA

Przygaszony geniusz piłkarza, po którego do Gdyni zgłosiła się przecież drużyna mistrza Polski, niedługo po powrocie ze stolicy wylądował na językach kibiców. Odbił się też dużym echem w lokalnych i ogólnokrajowych mediach. Dziennikarze krytycznie oceniali spadek formy niegdyś „genialnego dziecka”, często nie przebierając w słowach.

– Było parę takich artykułów. Ale nie chcę nikogo obarczać winą, bo przecież sam dobrze wiem, że jakbym wyszedł na boisko, strzelił bramkę, zaliczył asystę, to nie było by podstaw do takich tekstów – trzeźwo ocenia sytuację pomocnik. – Ale nie zgadzam się z opinią, że jestem obecnie w fatalnej formie – podkreśla.

– Niektórzy patrzą bardzo krytycznie na moją osobę. Czasami mają rację, czasami nie mają, trzeba z tym żyć. Taki wybrałem sobie zawód i tak pewnie zostanie do końca życia – dodaje.

„MATEUSZ I FLAVIO W JEDNYM STALI DOMU”

Jeden na górze, drugi na dole – choć zaglądając w najnowsze statystyki, obu chwilowo znajdziemy bliżej dołu. Kibice w Gdańsku doczekali się w meczu z Zagłębiem gola sympatycznego Portugalczyka, Gdynia wciąż czeka na to, aż do bramki trafi Szwoch. Najpierw jednak musi zmierzyć się z nową sytuacją, a tej na imię: ławka rezerwowych.

– Wiadomo, że gdybym miał te statystyki, o których rozmawiamy, i miałbym trochę więcej bramek, trochę więcej asyst, to pewnie trener nie miałby powodu, żeby posadzić mnie na ławce. A tak, ma powód, ma wybór i grają ci zawodnicy, których trener wskaże – mówi zawodnik.

– Nie ja pierwszy i nie ja ostatni jestem w takiej sytuacji. Z ławki też można wejść, dać jakiś sygnał, bramkę, asystę, to nie jest problem. Wiadomo, każdy chce grać od początku, ale ja spokojnie, cierpliwie czekam na swoją szansę.

„SPOKOJNIE!”

Jest zatem światełko w tunelu, bo gdyby forma zawodnika zależała od jego podejścia do raczej niełatwej sytuacji, w jakiej się znalazł, to jej zmiana pukałaby już do drzwi.

– Nie rozpatrywałbym swojej sytuacji aż tak dramatycznie, żeby szukać jedynie światełka w tunelu – żartuje ponownie. – Spokojnie, będę dalej pracował i dalej będę chciał pokazywać się z jak najlepszej strony. A to, czy moja dyspozycja i statystyki pójdą w górę, to już zależy ode mnie i odrobinę od szczęścia. Będzie dobrze – podsumowuje.

Na „Piłkarski wtorek” zapraszamy na antenę Radia Gdańsk co tydzień o godz. 14:05.

Anita Kobylińska
Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj