Gdyby koszykarskie play-offy miały zacząć się już dziś, znalazłyby się w nich aż trzy z czterech pomorskich drużyn. Po ponad miesiącu rywalizacji jednym z największych zaskoczeń PLK jest postawa Asseco i Polpharmy. Dobrze wystartował także Trefl Sopot. TRÓJMIEJSKA MŁODZIEŻ
W Trójmieście, głównie ze względów ekonomicznych, nie boją się stawiać na młodych koszykarzy. W przypadku Asseco nie jest to zaskoczenie. Taka polityka kadrowa wpisuje się w filozofię gdyńskiego klubu już od kilku lat. W Treflu są wartościowi gracze zagraniczni, ale jest także miejsce dla młodych. Potrafią oni wartościowo wykorzystać czas, który daje im trener Marcin Kloziński. Na parkiecie regularnie pojawiają się bracia Michał i Łukasz Kolenda, na minuty czekają kolejni utalentowani jak Sebastian Walda i Maciej Żmudzki.
CIERPLIWOŚĆ POPŁACA
Asseco konsekwentnie stawia na zawodników, których ściągnęło jeszcze przed poprzednim sezonem. Rozwój Marcela Ponitki i Filipa Puta być może nie przebiega spektakularnie, ale właściwie. Progres jest widoczny. Obaj nauczyli się korzystać z warunków fizycznych, które są ich wielkim atutem, ale co istotniejsze z każdym meczem dojrzewają taktycznie.
Ogromna w tym zasługa trenera Przemysława Frasunkiewicza, który dowodzi na tę chwilę wiceliderem PLK. Jego zespół wygrał pięć z sześciu meczów. Jedynej porażki doznał na terenie wicemistrza Polski Polskiego Cukru Toruń. Oczywiście druga pozycja w tabeli to sytuacja ponad stan, ale świetny początek sezonu nie wziął się z przypadku. Prawdziwa weryfikacja gdyńskiej drużyny może nastąpić w najbliższych tygodniach. Asseco zmierzy się ze Anwilem, Kingiem, Treflem, Stelmetem i Polpharmą. Terminarz bardzo trudny, ale wszystkie mecze poza spotkaniem z Kingiem Szczecin gdynianie rozegrają we własnej hali.
DYSTANSOWY ŁUCZNIK
Z nowych zawodników znakomicie wkomponował się Dariusz Wyka, który stał się dodatkową opcją w ataku i jednym z ulubieńców kibiców. 25-letni środkowy „kupił” trybuny gestem, który wykonuje po celnym rzucie zza łuku, kiedy wciela się w łucznika oddającego strzał. Przy wzroście 209 cm trafia z dystansu niczym rasowy strzelec. Na jego wycieczki na obwód należy spojrzeć jednak także z innej strony. Jeśli trafia, a na razie ma prawie 40 skuteczności za 3 pkt, to jest dobrze, ale są momenty, w których brakuje go pod atakowaną tablicą.
Jeśli młodzi i nowo pozyskani mają słabszy dzień, na posterunek wraca Krzysztof Szubarga, który w tym sezonie pokazuje, że znów można na niego liczyć. 33-letni rozgrywający pozostaje liderem z prawdziwego zdarzenia. Reasumując na grę Asseco patrzy się naprawdę bardzo przyjemnie, a zawodnicy poza ambicją mają także umiejętności, które mogą ich zaprowadzić do play-off.
W TREFLU GRAJĄ NIE TYLKO „KOLENDY”
O ile przywykliśmy do tego, że w Asseco na parkiecie regularnie przebywają zawodnicy na dorobku, o tyle w Treflu w ostatnich latach nie było to normą. Sopocki klub szukał różnych rozwiązań, najczęściej zagranicznych, aby drużyna była czymś więcej niż ligowym przeciętniakiem, który balansuje na granicy bycia bądź nie bycia w czołowej ósemce. Marcin Kloziński jest jednym z najmłodszych trenerów w lidze i ma zaufanie do młodych graczy. Michał Kolenda już w poprzednim sezonie nie wygrzewał ławki. W tym jest graczem pierwszopiątkowym, a na parkiecie zdarza mu się przebywać w towarzystwie swojego młodszego brata. 18-letni Łukasz gra bez kompleksów i pokazuje, że jest rozgrywającym z bardzo przyzwoitym rzutem dystansowym, który w najbliższych latach może stać się jego groźną bronią.
ENTA MŁODOŚĆ DYLEWICZA
Filipa Dylewicza przez kilkanaście lat określano mianem młody zdolny. Teraz kiedy ma już prawie 38 lat można mówić, że przeżywa entą młodość, albo że po prostu nigdy się nie postarzał. W tym sezonie ani razu nie zagrał w pierwszej piątce. Rola rezerwowego nie przeszkadza w byciu jednym z najlepszych strzelców ligi. Na parkiecie przebywa średnio około 28 minut. W tym czasie notuje 17,6 pkt. Za 3 trafia z najwyższą w karierze skutecznością. 56,3 proc. robi wrażenie.
Wielkim sukcesem Trefla było przekonanie do pozostania w Sopocie Nikoli Markovicia. Uniwersalność Serba jest nieoceniona. Sopocki zespół ma wreszcie rozgrywającego, dla którego wartością nadrzędną są dobre podania do partnerów. Brandon Brown na razie zamyka usta krytykom, którzy podważali zasadność transfery amerykańskiego play-makera. Sezon będzie długi, a droga do play-off bardzo kręta, ale podobnie jak w przypadku Asseco, wyczyny zespołu Klozińskiego ogląda się bardzo przyjemnie.
W STAROGARDZIE WIEDZĄ JAK ZAPEŁNIAĆ LUKI
Polpharma po mistrzowsku zastąpiła dobrego trenera nie gorszym szkoleniowcem. Po udanym poprzednim sezonie z Kociewia do Szczecina przeniósł się Mindaugas Budzinauskas. W miejsce Litwina przyszedł stary dobry znajomy. Milija Bogicević po 7 latach wrócił do miejsca, w którym się wybił. Pod wodzą Serba Polpharma osiągnęła największy sukces w historii klubu zdobywając brązowy medal. Wtedy – przynajmniej na papierze – Bogicević nie miał drużyny, która mogłaby wejść na podium. Teraz w teorii także jej nie posiada. W koszykówce liczy się jednak praktyka, a ta pokazuje, ze Polpharma ma bilans 4-1 i zajmuje trzecie miejsce.
MAJĄ NOSA
W Starogardzie mają wyjątkowe wyczucie do zawodników sprowadzanych z innych krajów. W tym sezonie mamy kolejne tego przykłady. Andrija Bojić jest główną opcją ofensywną. Serbski skrzydłowy notuje ponad 21 punktów trafiając z gry na niewiarygodnie wysokiej skuteczności ponad 60 procent. Bogicević namówił do gry w Polpharmie także innego swoje rodaka Milana Milovanovicia. Na rozegraniu jest przykład kolejnego Amerykanina, który z miejsca aklimatyzuje się na Kociewiu, dostarczający i asysty, i punkty Joe Thomasson. Na razie zagraniczne transfery Polpharmy należy określić bardzo kapitalnymi. Małą łyżkę dziegciu do starogardzkiej beczki miodu dokłada Ameen Tanksley, który miał grać pierwsze skrzypce w ataku. Amerykanin bardzo wolno się rozkręca i istnieje ryzyko, że może w ogóle nie odpalić.
Mariusz Hawryszczuk/mili