Brakuje kolektywu, pomysłu i postępu. Jak walczyć o utrzymanie, mając najgorszą obronę w lidze?

Czterdzieści goli straconych w 24 meczach. Lechia ma najsłabszą obronę w lidze. Gdańszczanie przed sezonem zupełnie przemeblowali defensywę, ale nie sprowadzili godnych następców, a piłkarze grający w klubie się nie rozwijają. GERSON

Brazylijczyk wygląda aktualnie jak parodia samego siebie z pierwszego półrocza jego pobytu w Lechii. Wejście do ligi miał świetne, był silny, doskonale odbierał piłkę i stanowił o sile obrony. Ostatnie półtora roku w jego wykonaniu trudno ocenić inaczej niż stracony czas. Najpierw, gdy biało-zieloni walczyli o mistrzostwo, on sezon spędził w spadającym z ligi Górniku Łęczna. Później sześć miesięcy grał w Korei Południowej i – jak widać aktualnie na polskich boiskach – nie tylko się nie rozwinął, ale zatracił swoje największe atuty. W pojedynkach siłowych wygląda jak junior, co bez problemów wykorzystał ostatnio Bezjak. Zwrotność nigdy nie była jego mocną stroną, ale też nigdy nie było to aż tak rażące jak obecnie. Nie ma wątpliwości, że w poprzednim sezonie nie tyle nie miałby miejsca w składzie, co miałby problem z załapaniem się na ławkę rezerwowych.

JOAO NUNES

Trudno wyobrazić sobie bardziej nijakiego piłkarza. Portugalczyk tak naprawdę nie ma swojej pozycji na boisku. Bywał środkowym pomocnikiem, ale też lewym defensorem, a ostatnio gra na stoperze. Nie można go jednak określić zadaniowcem, który poradzi sobie w każdej sytuacji, a raczej „zapchajdziurą”, z której korzysta się z braku innych możliwości. Poza wiekiem ciężko też wskazać jego atuty, bo to piłkarz wyglądający, jakby wiecznie grał „na alibi”.

PAWEŁ STOLARSKI

Stolarski na tle kolegów wypada naprawdę nieźle, bo jego atutem jest bezsprzecznie gra w ofensywie. Nie można jednak zapominać, że obowiązkiem obrońcy w pierwszej kolejności jest bronienie dostępu do własnej bramki. Z tym były zawodnik Wisły Kraków ma większe problemy. Trudno też nie odnieść wrażenia, że momentami brakuje mu na boisku chłodnej głowy. Mimo to ma potencjał, by być zawodnikiem wyższej klasy.

FILIP MLADENOVIĆ

Serba jeszcze trudno ocenić. Nie grał od kilku miesięcy, ale w przeszłości pokazywał, że jest zawodnikiem z możliwościami przerastającymi ekstraklasę. Gdyby nie miał problemów, pewnie nigdy nie wylądowałby w Lechii, a tak jest potencjał na posiadanie naprawdę ciekawego obrońcy. Sztuka polega na tym, by pomóc mu w dojściu do optymalnej dyspozycji, a z tym w Gdańsku bywa różnie.

BŁAŻEJ AUGUSTYN

Od piątej kolejki sezonu jest podstawowym obrońcą Lechii, z gry wyeliminowała go dopiero kontuzja. Miał piętnaście meczów (w każdym wystąpił od pierwszej minuty) na udowodnienie, że jest w stanie być liderem defensywy Lechii. Nie zrobił tego. Popełniał mnóstwo błędów, również takich, które bezpośrednio prowadziły do utraty bramki. Jak do tej pory tylko dla jednego ze swoich licznych pracodawców rozegrał więcej niż 30 meczów, ale biorąc pod uwagę jego dyspozycję, trudno się temu dziwić.

LEWANDOWSKI, MATRAS, NALEPA

Każdy z tej trójki trafił do Lechii pół roku temu. Każdy, mniej lub więcej, ale pograł (jeden strzelił nawet gola w debiucie). Wszyscy zostali skreśleni. Lewandowskiego wypożyczono do Śląska, Matrasa pozbyto się definitywnie, a Nalepa kwitnie w głębokiej rezerwie bez szans na grę. Czy byli zawodnikami za słabymi na Lechię? W momencie przyjścia do klubu raczej nie. Problem polega na tym, że podczas pobytu w Gdańsku nie tyle się nie rozwinęli, ile cofnęli w rozwoju. Przy dobrym trenerze zawodnicy wchodzą na wyższy poziom. W Lechii od dłuższego czasu nie widać jednak piłkarzy, którzy zrobiliby progres.

WAWRZYNIAK, WOJTKOWIAK

Obaj w trakcie sezonu bywali podstawowymi zawodnikami Lechii, Wawrzyniak występował nawet z opaską kapitańską na ramieniu. Obaj po przerwie zimowej nie znaleźli się jeszcze w kadrze meczowej. Wygląda na to, że Owen postawił na nich krzyżyk. Trudno zrozumieć taką decyzję, zwłaszcza w świetle formy pozostałych obrońców. Obaj mają doświadczenie, które w walce o utrzymanie jest bezcenne, ale na ten moment Walijczyk nie widzi potrzeby skorzystania z niego.

MILOS, CHRZANOWSKI, VITORIA

Pierwsi dwaj są w Lechii niewiadomą. Milos mniejszą, bo jesienią dostał kilka szans. Pokazał niezłą szybkość, kilka razy celnie, częściej jednak niecelnie, dośrodkował. Pokazał też, że rywale nie mają problemów z ograniem go i nie potrafi wyprowadzić piłki z własnej połowy. To jego strata kosztowała Lechię gola i utratę punktów w meczu z Lechem. To nie jedyna sytuacja. W 2018 roku nie podniósł się jeszcze z ławki. Chrzanowski ma za sobą włoską przygodę w juniorskich drużynach Fiorentiny. Tej zimy słychać było sporo głosów, że może być podstawowym obrońcą Lechii i rzeczywiście – dwa pierwsze mecze, dwa razy w pełnym wymiarze. Z Jagiellonią szansy już nie dostał, ale patrząc na występującego Gersona czy Nunesa chyba lepiej byłoby jednak stawiać na osiemnastoletniego Polaka. Vitoria to piłkarz, do którego Owen zaufania nie ma żadnego. Za kadencji Walijczyka kanadyjski obrońca na boiskach ekstraklasy spędził dokładnie dwanaście minut. Wygląda na kolejny przypadek piłkarza, który traci w Lechii czas. To dziwi, bo w końcówce poprzednich rozgrywek był podstawowym defensorem i grał na porządnym poziomie. No cóż, był piłkarz, nie ma piłkarza.

W defensywie Lechii próżno szukać pozytywnych akcentów. Jest kilka tlących się w tunelu światełek, ale to bardzo długi i ciemny tunel, a przewodnik jest nowicjuszem i chyba nie wie, jak go pokonać.

Tymoteusz Kobiela
Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj