Lechia zapomniała zabrać obronę do Poznania. Do Gdańska chciała przywieźć punkty, ale przywiezie tylko bagaż bramek

Lechia przegrała z Lechem Poznań 0:3 (0:2). Gdańszczanie nie mieli żadnych argumentów w ataku, ale jeszcze gorzej zaprezentowali się w obronie, bo mimo zmian w składzie, po raz kolejny skompromitowali się w defensywie. Piotr Stokowiec przed meczem z Lechem zamieszał w składzie. Znalazł w nim miejsce między innymi dla Michała Nalepy, Grzegorza Kuświka czy Patryka Lipskiego. Na ławce z kolei usiedli Milos Krasic i Flavio Paixao. Zmiany miały wprowadzić świeżość i większą jakość, ale wystarczyła pierwsza połowa by potwierdzić, że od samego mieszania herbata słodsza się nie robi.

BEZ OBRONY W POZNANIU

Jeżeli Łukasz Trałka wymienia kilka szybkich podań, wpada w pole karne i pakuje piłkę do siatki, to – nawet biorąc pod uwagę fakt, że miał trochę szczęścia – nie można o twojej obronie powiedzieć nic dobrego. A taka właśnie sytuacja miała miejsce po zaledwie siedemnastu minutach gry. Tak naprawdę jedynym atutem Lechii w pierwszej połowie były… kontuzje rywali. Do przerwy Nenad Bjelica musiał wykorzystać komplet zmian przez urazy swoich zawodników. Dla gospodarzy nie miało to jednak żadnego znaczenia. Grali swoje, po prostu.

NALEPA ZAPEWNIŁ KOMFORT

Michał Nalepa miejsce w składzie Lechii na długo stracił po pierwszym meczu z Lechem. To w nim obejrzał czerwoną kartkę po faulu na Christianie Gytkjaerze. Stokowiec zdecydował się przywrócić go do jedenastki – po bardzo długiej przerwie – właśnie na spotkanie z „Kolejorzem” i musi tej decyzji żałować. Mecze przeciw poznaniakom widocznie byłemu obrońcy Wisły Kraków nie służą. W doliczonym czasie gry w pierwszej połowie tak pilnował Gytkjaera, że Duńczyk pomknął sam na sam z Kuciakiem i podwyższył na 2:0. Komfort, jaki napastnik miał w tej sytuacji, osiąga chyba tylko leżąc na kanapie i oglądając powtórki swoich goli. Tym razem zapewnił mu go stoper gości.

55 MINUT MECZU

Jeżeli ktokolwiek miał nadzieję na odwrócenie losów meczu w drugiej połowie, to po dziesięciu minutach pozbawił jej go duet Majewski-Jevtić. Pierwszy bez większych problemów ograł Sławomira Peszko i dograł w pole karne. Drugi w polu karnym czuł się jak Gytkjaer w starciu z Nalepą i podwyższył na 3:0, pakując piłkę między nogami Joao Nunesa. W tym momencie mecz właściwie się skończył, a rozpoczął się trening. Lechowi nie specjalnie chciało się strzelać więcej, a że z ławki nikt już nie mógł wejść, to poznaniacy ograniczali się do marnych prób wyprowadzania kontrataków. Biało-zielonym chęci odmówić nie można – próbowali zwłaszcza Lipski i Kuświk – ale argumentów w starciu z obroną gospodarzy nie mieli żadnych. W efekcie ostatnie trzydzieści pięć minut wyglądało jak spokojny letni sparing na obozie gdzieś w Turcji, z tą różnicą, że w towarzystwie czternastu tysięcy kibiców. Obrazu spotkania dopełnił Peszko, który mając piłkę wystawioną idealnie do strzału z najbliższej odległości, nie trafił w nią i padł na murawę.

To dziesiąte z rzędu spotkanie Lechii, w którym gdańszczanie nie potrafią wygrać. Po raz drugi drużynę prowadził Piotr Stokowiec i po raz drugi gdańszczanie stracili trzy gole, a łącznie w tym sezonie kapitulowali już 48 razy. Grę biało-zielonych w tym meczu, ale i całym sezonie, celnie skwitował Andrzej Twarowski.


Nic dodać, nic ująć.

Lech Poznań – Lechia Gdańsk 3:0 (2:0)

Tymoteusz Kobiela
Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj