Arka pokazała charakter i zatrzymała rozpędzoną Koronę. Gdynianie z Kielc wracają z porażką, ale też z bardzo cenną bramką

Arka przegrała w pierwszym meczu półfinału Pucharu Polski z Koroną Kielce 1:2 (0:1). Gdynianie, pomimo porażki, mogą być zadowoleni z wyniku. Zmniejszyli straty, zdobyli bardo cenną bramkę na wyjeździe, a z całego – rozgrywanego na bardzo trudnym terenie – spotkania wyciągnęli chyba maksimum. W pierwszych minutach zespłl Leszka Ojrzyńskiego grał tak, jakby chciał pokazać, że w miejscu, w którym szkoleniowiec osiągał największe sukcesy, jego obecna drużyna też będzie czuła się dobrze. I rzeczywiście jako pierwsi zaatakowali goście, ale strzał głową Mateusza Szwocha był niecelny. Gdynianie spróbowali zaskoczyć rywali z powietrza i tak naprawdę od razu zobrazowali plan, jaki mieli na całe spotkanie. To właśnie dośrodkowania miały być sposobem na Koronę, a wykańczać miał je Maciej Jankowski. Żółto-niebiescy nie zdążyli jednak podjąć drugiej próby, a już musieli odrabiać straty. Dwa – wykonywane jeden po drugim – rzuty rożne wystarczyły kielczanom do pokonania Krzysztofa Pilarza. Bramkarz obronił co prawda pierwsze uderzenie głową, ale przy drugim, autorstwa Niki Kacharavy, był już bezradny i po kwadransie gospodarze prowadzili 1:0.

BRAK ATUTÓW W ATAKU

Goście nie podłamali się szybko straconą bramką i starali się spokojnie realizować swój plan na mecz. Gdynianie, w przeciwieństwie do rywali, byli jednak mało konkretni. Jedyne warte zapamiętania akcje to celne, choć za lekkie, uderzenie Jankowskiego i próba Sergieja Krivetsa, która została zablokowana. Dużo groźniejsza w ofensywie była Korona. Podopieczni Gino Lettieriego po strzelonym golu wycofali się na swoją połowę i starali się wyprowadzać szybkie kontrataki, w których najczęściej udział brał Mateusz Możdżeń, ale żółto-niebiescy nie mieli problemów z zatrzymaniem byłego zawodnika Lechii Gdańsk. Dużo bardziej wysilić musiał się Pilarz, którego zaskoczyć starał się Jakub Żubrowski. Młody pomocnik uderzył mocno i dobrze technicznie, ale golkiper spisał się bez zarzutu i do przerwy gospodarze prowadzili 1:0.

VAR POMÓGŁ GOSPODARZOM

Leszek Ojrzyński widział potrzebę zmian, zwłaszcza w ofensywie, dlatego po przerwie na boisku pojawił się Luka Zarandia, a niedługo później Grzegorz Piesio. Efekt był taki, że pierwsze pięć minut należało do gości. Gruzin popisał się niezłym rajdem, a minutę później z dystansu próbę podjął Mateusz Szwoch. Te dwie okazje przebudziły jednak „Koroniarzy”, którzy na kolejne dwadzieścia pięć minut właściwie całkowicie przejęli kontrolę nad meczem. Gospodarze atakowali pozycyjnie, dobrze utrzymywali się przy piłce, a zwieńczyli do drugą bramką Kacharavy. Kibice z Gdyni żyli jeszcze nadzieją, że bramka nie zostanie uznana – bo rzeczywiście tak się początkowo stało – ale po weryfikacji wideo sędzia wskazał na środek boiska i gospodarze prowadzili 2:0.

LUKA NIE ZAWIÓDŁ

Przegrywając dwoma bramkami na wyjeździe, goście potrzebowali indywidualnego błysku, zawodnika potrafiącego samodzielnie zrobić przewagę i – na całe szczęście dla gdynian – taki piłkarz był już na boisku. Był nim Luka Zarandia, który nie potrzebował stałego fragmentu gry ani kombinacyjnego rozegrania. Gruzin przejął piłkę w środku boiska i popędził z nią w kierunku bramki. Bez większych problemów – choć nieco szczęśliwie – poradził sobie z obrońcą i wpakował futbolówkę pod poprzeczkę bramki strzeżonej przez Alomerovicia.

EMOCJE DO KOŃCA

Bramka strzelona na wyjeździe gwarantowała gościom zupełnie inną pozycję wyjściową przed rewanżem. W takim przypadku do awansu wystarcza zaledwie skromne zwycięstwo 1:0. Świadomość tego faktu z całą pewnością mieli żółto-niebiescy, którzy niespecjalnie kwapili się do kolejnych prób ofensywnych. Swoją przewagę próbowała jeszcze zwiększyć Korona, która do ostatnich sekund atakowała i oddawała jeszcze groźnie strzały, które jednak grzęzły w gąszczu nóg zgromadzonych w „szesnastce”.

BEZCENNA BRAMKA

Pomimo porażki gdynianie mogą z optymizmem oczekiwać rewanżu. Przede wszystkim dlatego, że odbędzie się on w zupełnie innym momencie sezonu, a żółto-niebiescy nie będą po wyczerpującym meczu z Legią Warszawa i przed derbami Trójmiasta. Optymistycznie wygląda też wynik, bo do awansu wystarczy teraz zaledwie wygrana 1:0, a ta zdecydowanie jest w zasięgu zespołu Leszka Ojrzyńskiego, który z meczu rozgrywanego w Kolporter Arenie wyciągnął chyba maksimum.

Korona Kielce – Arka Gdynia 2:1 (1:0)

Tymoteusz Kobiela
Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj