Piłkarze Lechii grają za darmo. Zresztą nie pierwszy raz. Jak udało nam się dowiedzieć klub zalega z pensjami od trzech miesięcy. Pieniądze na konta piłkarzy wpłynęły jedynie przed sobotnimi derbami z Arką Gdynia. Wówczas została zapłacona pensja z grudnia 2017 roku, która umożliwiła gdańskiemu klubowi staranie o licencję na przyszły sezon. Sytuacja z zaległościami co kilka miesięcy wraca jak bumerang, a prezes Adam Mandziara robi dobrą minę do złej gry chwaląc się zyskami z lat ubiegłych. To, że Lechia nie płaci piłkarzom, wiemy od dawna. Normą pozostają zaległości względem miesiąca bądź dwóch. Gdy te przekraczają trzy miesiące, zawodnik może wnioskować o rozwiązanie kontraktu z klubem. Na stronie prawopilkarskie.pl czytamy.
Zawodnik może wnioskować do Izby ds. Rozwiązywania Sporów Sportowych o rozwiązanie kontraktu z winy klubu w razie rażącego naruszenia przez klub swoich zobowiązań, w szczególności naruszenia zobowiązania do zapłaty wynagrodzenia określonego kontraktem za okres nie krótszy niż 3 (trzy) miesiące. ZŁOTOUSTY PREZES
Lechia ma ogromny problem z płynnością finansową, a ostatnie ruchy klubu dobitnie to potwierdzają. Nieoficjalnie wiemy, że z ogromnym trudem przyszło uregulowanie wszystkich formalności pozwalających starać się o licencję na występy w Lotto Ekstraklasie w przyszłym sezonie. Jednocześnie wykluczamy wersję, w której prezes Mandziara zwolnił całe biuro prasowe, szukając oszczędności.
Sternik biało-zielonych zaznacza jednak, że wszystko jest w jak najlepszym porządku. W ostatnim oświadczeniu odważnie stwierdził. – Przychody klubu systematycznie zwiększają się. Sezon 2016/17 był o 28% lepszy pod kątem przychodów niż sezon 2015/16, a strata zmniejszyła się około trzykrotnie, napisał Adam Mandziara. Pięknie. Ale co to ma do rzeczywistości? Niewiele, bo Lechia jest w finansowych tarapatach.
DŁUG ZOSTAŁ UMORZONY
Niedawno pisaliśmy o częściowym anulowaniu długu wobec klubu z Gdańska. Wówczas większościowy udziałowiec Lechii – Niemiec Philip Wernze – umorzył 10 milionów złotych pożyczki, której wcześniej udzielił klubowi. Większościowy udziałowiec był do tego niejako zmuszony, bo w dalszym ciągu „Strażnicy Pieczęci” czyli udziałowcy mniejszościowi, nie godzą się na konwersję długów Lechii na dodatkowe akcje właścicielskie niemieckiej firmy. Patowa sytuacja w strukturach finansowych klubu powoduje problemy Lechii z płynnością kredytową, a to przekłada się na codziennie funkcjonowanie i regularne płacenie pracownikom, w tym także piłkarzom.
MIAŁ BYĆ ZASTRZYK, JEST PUSTA KASA
Kolejne informacje docierające do nas z biało-zielonego obozu są jeszcze bardziej niepokojące. Pod koniec lutego na oficjalnej stronie Lechii pojawiła się informacja, która zapewne uspokoiła niejednego kibica biało-zielonej drużyny. Wówczas brzmiała ona następująco. – Lechia z dużym zastrzykiem finansowym. Klub zawarł z jednym z niemieckich banków tzw. umowę dyskonta wierzytelności. W skrócie – Lechia szybciej otrzyma należności wynikające ze sprzedaży Vanji Milinkovicia Savicia do Torino i prawa pierwokupu Pawła Stolarskiego od Benfiki. Dodatkowo główny akcjonariusz Lechii przekaże wsparcie w wysokości 2,5 miliona euro (ponad 10 milionów złotych).
Brzmi niezwykle przekonująco, ale nieoficjalnie wiemy, że powyższa informacja mija się z prawdą. Na konto Lechii miała nie wpłynąć nawet złotówka z obiecanych prawie 25 milionów złotych.