Siatkarze Trefla od porażki rozpoczęli walkę w półfinale. Gdańszczanie przegrali z PGE Skrą Bełchatów 2:3 (25:22, 20:25, 28:26, 16:25, 12:15). To pierwsza w tym sezonie porażka żółto-czarnych po tie-breaku. Gości do zwycięstwa poprowadził MVP spotkania – Mariusz Wlazły. Od początku meczu widać było, że oba zespoły swoją grę opierać będą o liderów. Dwóch bombardierów ciągnących grę swoich zespołów. Po stronie gospodarzy Damian Schulz, w drużynie gości – Mariusz Wlazły. Szybciej na najwyższy poziom wskoczył pierwszy z wymienionych, który wspierany przez dobrze blokującego Piotra Nowakowskiego i świetnie walczącego na siatce Artura Szalpuka, szybko zbudował Treflowi przewagę. Gdańszczanie prowadzili nawet 13:8, ale zryw gości pozwolił na zminimalizowanie strat do stanu 14:12. Podopieczni Andrei Anastasiego odpowiedzieli trzema oczkami z rzędu, ale bełchatowianie znów nie złożyli broni i zmniejszyli dystans do dwóch punktów. W końcówce więcej spokoju mieli jednak gdańszczanie. Prowadzili 23:22, a wtedy najpierw Ebadipour zaatakował w siatkę, a po chwili Penchev wpadł w siatkę i gospodarze cieszyli się ze zwycięstwa w pierwszym secie.
ZAGRYWKA PRZESĄDZIŁA
Podobnie wyglądała druga partia. „Gdańskie Lwy” szybko odskoczyły i miały dwu-trzypunktową przewagę. W końcu jednak gospodarzom przytrafił się przestój w grze i bełchatowianie od stanu 13:10 doprowadzili do wyniku 14:16. Trefl zupełnie nie mógł sobie poradzić z potężnymi zagrywkami gości. Niejednokrotnie piłka po przyjęciu lądowała na trybunach, co tylko napędzało przyjezdnych. Ostatecznie goście wygrali 25:20.
STALOWE NERWY W KOŃCÓWCE
Inaczej wyglądał trzeci set, bo po wyrównanym początku to goście przejęli nad nim kontrolę. Od remisu 11:11 zapunktowali dwa razy z rzędu, trzecie „oczko” nieudanym atakiem dołożyli gdańszczanie i zrobiło się 11:14. Gospodarze odrobili dzięki dwóm atakom Schulza i jednym Szalpuka, więc Roberto Piazza poprosił o czas i jego podopieczni znów odskoczyli. Wyglądało na to, że goście muszą wygrać trzecią partię, bo prowadzili 23:21, ale najpierw przestrzelił Bartosz Bednorz, po chwili dobrze zagrał Szalpuk i znów był remis. W kolejnej akcji trafił Wlazły, a odpowiedział mu Schulz. Rozpoczęła się gra na przewagi, ale w lepszej sytuacji byli bełchatowianie, którzy wychodzili na prowadzenie. Zmieniło się to po udanym challengu, kiedy linię przekoczył Ebadipour i zrobiło się 26:25. Skra wyrównała jeszcze dzięki zepsutej zagrywce Nowakowskiego, ale w kolejnej akcji tak samo pomylili się rywale, a seta potężnym atakiem z przechodzącej piłki skończył Daniel McDonnell.
SKRA POKAZAŁA SIŁĘ
O ile końcówka trzeciej partii była w wykonaniu gospodarzy fantastyczna, o tyle początek czwartej był fatalny. Pięć straconych punktów z rzędu i błyskawicznie było 2:7. Gdańszczanie odrabianie strat zaczęli dopiero od momentu, w którym Lisinac zepsuł zagrywkę, a gospodarze zdobyli w ten sposób trzeci punkt. Najbliżej doprowadzenia do remisu byli po dobrym ataku Mateusza Miki i asie serwisowym Schulza, kiedy zrobiło się 9:11, ale rywale odpowiedzieli tym samym i znów strata wynosiła cztery punkty. Sytuacja powtórzyła się chwilę póżniej (13:15 i 13:17) i Anastasi musiał prosić o czas. Nie pomogło, bo zatrzymany blokiem został Schulz, a w aut zaatakował Szalpuk i stało się jasne, że do rozstrzygnięcia meczu potrzebny będzie tie-break. Ostatecznie goście od stanu 16:20 zdobyli pięć punktów z rzędu i skończyli seta.
KWINTESENCJA BEZ HAPPY-ENDU
Tie-break był kwintesencją całego spotkania. Najpierw mocno zaatakowali goście, ale po chwili na prowadzeniu byli gospodarze i mogli nawet zbudować dwupunktową przewagę, ale bełchatowianie znaleźli sposób na Schulza i zatrzymali go blokiem. Przy zmianie stron to przyjezdni prowadzili 8:6. Po przerwie jako pierwszy trafił McDonnell, ale odpowiedział mu Lisinac. Serb po chwili zepsuł jednak zagrywkę i było już tylko 8:9. Gdańszczanie wyrównali po potężnym ataku kanadyjskiego środkowego, ale po nim trafił Bednorz. To samo po chwili zrobił Szalpuk i doprowadził do remisu 10:10. Wtedy jednak zagrywkę zepsuł Schulz, a w kolejnej akcji nie udało się obronić ataku rywali i przy wyniku 10:12 Anastasi musiał prosić o przerwę. Po powrocie na parkiet „gwoździa” wbił Nowakowski, ale w kolejnej akcji goście zatrzymali Mikę. Przyjmujący poprawił się w kolejnej akcji i znów drużyny dzielił tylko jeden punkt. W kolejnej akcji w siatkę wpadł TJ Sanders i goście mieli piłkę meczową. Akcja trwała bardzo długo, obie drużyny broniły ataki rywali, ale ostatecznie niezawodny okazał się Mariusz Wlazły i skończył spotkanie.
ZABRAKŁO LIDERA
Gdańszczanie postawili rywalom bardzo trudne warunki, ale w ostatnim fragmencie zabrakło im lidera, bo z tonu spuścił Schulz. Przed Treflem bardzo trudne zadanie, bo czeka go wyjazd do Bełchatowa i drużynie Andrei Anastasiego do awansu do finału potrzebne będą dwa zwycięstwa. Pierwsze spotkanie w sobotę o 17:30.
Trefl Gdańsk – PGE Skra Bełchatów 2:3 (25:22, 20:25, 28:26, 16:25, 12:15)