Zadanie wykonane, negatywnych emocji nie będzie. Lechia remisuje w Szczecinie i gwarantuje sobie utrzymanie

Piłkarze Lechii pewnie wykonali zadanie i zapewnili sobie utrzymanie w Lotto Ekstraklasie. Gdańszczanie zremisowali z Pogonią w Szczecinie 1:1. Obrona biało-zielonych wciąż pozostawia wiele do życzenia, ale gra w ofensywie daje powody do optymizmu. Przed meczem Piotr Stokowiec mówił, że chciałby w Szczecinie „pokazać Lechię”, czyli zalążki swojego stylu gry. I rzeczywiście na początku tak było. Gdańszczanie utrzymywali się przy piłce i próbowali stwarzać zagrożenie z ataku pozycyjnego, a gospodarze odpowiadali raczej po kontratakach. Biało-zieloni mogli bardzo szybko wyjść na prowadzenie, bo Patryk Lipski precyzyjnie dograł na głowę Daniela Łukasika, ale uderzenie pomocnika z linii bramkowej wybił… Flavio Paixao. Chwilę później odpowiedzieli „Portowcy”, a konkretnie Spas Delew, który jednak posłał piłkę nad poprzeczką.

CIOS ZA CIOS DO PRZERWY

Tak właściwie wyglądała cała pierwsza połowa. Jedni atakowali, zaraz drudzy nacierali na bramkę. Dobrze to wylądało, zwłaszcza że ani jedni, ani drudzy nie imponowali specjalnie grą w obronie. Największy błąd popełnił niedoświadczony bramkarz Pogoni, który przepuścił piłkę do siatki po niezdarnym kontrataku Lechii strzale Lipskiego. Futbolówka wpadła do bramki po odbiciu od poprzeczki, ale było to uderzenie w środek i golkiper powinien spokojnie sobie z nim poradzić. Jeszcze prostsze zadanie miał kilka minut później Adam Frączczak, który musiał jedynie wpakować piłkę do pustej bramki, ale przeniósł ją nad poprzeczką. Napastnik poprawił się w 35. minucie. Dostał idealne, przecinające wszystkie zasieki obronne gości, podanie po ziemi i bez problemów pokonał Dusana Kuciaka. Do przerwy było więc 1:1, ale trzeba zaznaczyć, że gospodarze byli o centymetry od prowadzenia, bo w końcówce pierwszej części dwukrotnie w jednej akcji trafili w poprzeczkę.

STYL SIĘ NIE LICZYŁ

W drugiej połowie Lechia nie próbowała nawet specjalnie udawać, że jej celem nie jest dowiezienie remisu do końca. Gdańszczanie mieli co prawda kilka okazji – najlepszej nie wykorzystał Joao Oliveira – ale o żadnym ryzyku mowy być nie mogło. Sławomira Peszkę zmienił więc Paweł Stolarski, co już było jasnym sygnałem, jak grać mają podopieczni Piotra Stokowca, a biało-zieloni nawet przy rzutach wolnych nie angażowali w atak przesadnie dużych sił.

ROZCZAROWANIE PO PRZERWIE

Pewna utrzymania Pogoń też nie forsowała tempa, choć potrafiła jeszcze zagrozić Kuciakowi, ale ten potwierdził, że dobra forma z meczu z Piastem nie była tylko przypadkiem. Druga połowa – zwłaszcza biorąc pod uwagę to, jak wyglądała pierwsza – rozczarowała. Obie drużyny opadły chyba z sił, ale też nie potrzebowały zmiany rezultatu, bo szczecinianie nie grali już o nic, a gdańszczanom remis dawał pewne utrzymanie. Ostatecznie okazało się, że nawet porażka dałaby ligowy byt, bo przegrała Sandecja Nowy Sącz, ale o tym gdańszczanie wiedzieć oczywiście nie mogli.

WYNAGRODZIĆ SEZON KIBICOM

Lechii pozostaje już tylko godnie zakończyć sezon. Gdańszczanie na koniec podejmą drużynę już pewną degradacji, zagrają na swoim stadionie i mają idealną okazję do choć częściowego wynagrodzenia swoim kibicom tego, co przeżywali przez cały sezon. Teraz jednak najważniejsze, że o utrzymanie w Gdańsku nie trzeba się już martwić.

Pogoń Szczecin – Lechia Gdańsk 1:1

Tymoteusz Kobiela
Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj