Kiedyś mogą stanowić o sile polskiej reprezentacji. Zebraliśmy konkretne nazwiska utalentowanych juniorów z Pomorza. Przyjrzeliśmy się także systemowi szkolenia

Polscy piłkarze zakończyli nieudaną przygodę z mistrzostwami świata w Rosji. Po porażkach z Senegalem, Kolumbią i meczu o nic z Japonią Biało-czerwoni zostali jedną z najgorszych reprezentacji na mundialu. Czy zmiana selekcjonera rozwiąże problemy, z którymi aktualnie boryka się polska piłka? Być może problem leży u samej podstawy, którą niewątpliwie jest szkolenie młodzieży. Postanowiliśmy sprawdzić, jakich piłkarzy wychowa Pomorze i na kogo w przyszłości możemy liczyć, także w kontekście gry w seniorskiej reprezentacji Polski.

W tym celu przejrzeliśmy kadry pomorskich ligowców, zarówno występujących w ekstraklasie (Lechia i Arka), a także w pierwszej lidze (Chojniczanka Chojnice i Bytovia Bytów). Jak się okazało lista nie jest długa, a o przyczynach niedostatecznego piłkarskiego „urodzaju” na Pomorzu porozmawialiśmy z doktorem Bartoszem Dolańskim, kierownikiem pracowni piłki nożnej Akademii Wychowania Fizycznego i Sportu w Gdańsku, a także dyrektorem sportowym Gedanii 1922 Gdańsk.

W gronie utalentowanych zawodników z roczników 2000-2003 jest kilkanaście nazwisk. Poniżej krótka charakterystyka każdego z nich.

Jakub Lizakowski (wychowanek Gedanii, aktualnie zawodnik Lechii Gdańsk, rocznik 2001. Skrzydłowy, boczny obrońca)

To piłkarz występujący zarówno na boku pomocy jak i obrony. Słynie z tego, że ma „żelazne płuca”. Praktycznie nie zatrzymuje się na boisku. Ogromne serce do walki i dobra kondycja, to jego najważniejsze cechy. Jest młodzieżowym reprezentantem kraju.

Jakub Kałuziński (wychowanek Lechii, rocznik 2002, środkowy pomocnik)

To zawodnik o ponad przeciętnych walorach technicznych. Bardzo dużo widzi na boisku i podejmuje bardzo dobre decyzje. Jego ulubionym piłkarzem jest Andres Iniesta, którego ceni za przegląd pola i prostopadłe podania. Jak sam twierdzi jego najlepszymi cechami są przyjęcie kierunkowe i podanie otwierające.

Mateusz Młyński (wychowanek GKS Przodkowo, aktualnie zawodnik Arki Gdynia, rocznik 2001, skrzydłowy, środkowy pomocnik)

To bardzo uniwersalny piłkarz. Określany mianem wielkiego talentu z Kobysewa. Piłkarsko wychował się w GKS-ie Przodkowo, z którego przeniósł się do Arki Gdynia. Z żółto-niebieskimi podpisał profesjonalny kontrakt. Charakteryzuje go bardzo dobra technika użytkowa. Ma też odpowiedni charakter do grania w piłkę. Praktycznie nigdy się nie poddaje. Zaliczył dwa występy w kadrze polski U-17.

Stanisław Loch (wychowanek Gedanii, aktualnie zawodnik Lechii Gdańsk, rocznik 2003, środkowy pomocnik)

Niezwykle inteligentny zawodnik. Ma świetny przegląd pola. To kolejny piłkarz ze świetną techniką i mądrością w podejmowaniu boiskowych decyzji.

Mateusz Borowski (wychowanek Chojniczanki Chojnice, rocznik 2000, napastnik)

Kolejny zawodnik, tym razem z „regionu”. To syn legendarnego piłkarza Chojniczanki Andrzeja Borowskiego, który w barwach Chluby Grodu Tura strzelił 499 goli. Podczas ostatniego meczu Pana Andrzeja na jego koszulce pojawił się napis „Ja strzeliłem 499 bramek… resztę strzeli syn”. W 2017 roku podpisał profesjonalny kontrakt z Chojniczanką.

Mateusz Żukowski (wychowanek Pogoni Lębork i UKS Trójki, aktualnie zawodnik Lechii Gdańsk, rocznik 2001, napastnik)

Jest jednym z najmłodszych zawodników, który zadebiutował w polskiej ekstraklasie. Potrzebował na to 16 lat i 24 dni. To pierwszy w historii lęborczanin, który wystąpił na tym poziomie rozgrywkowym. Żukowski to jedna z wiodących postaci gdańskiej drużyny występującej w Centralnej Lidze Juniorów.

Do tego grona można zaliczyć również:

– Oskar Ryk (Arka Gdynia, rocznik 1999, pomocnik)
– Jan Łoś (Arka Gdynia, rocznik 2000, napastnik)
– Mateusz Sopoćko (Lechia Gdańsk, rocznik 1999, pomocnik)
– Karol Fila (Lechia Gdańsk, rocznik 1998, pomocnik)
– Marcel Wszołek (Lechia Gdańsk, rocznik 2002, pomocnik)
– Jakub Kapuściński (Lechia Gdańsk, rocznik 2002, pomocnik)
– Piotr Gryszkiewicz (Lechia Gdańsk, rocznik 2001, pomocnik)

INNE WOJEWÓDZTWA WYPADAJĄ LEPIEJ

– I dzieje się tak z kilku względów. Na Pomorzu mamy problem z obiektami. Zespoły nie posiadają takiego zaplecza jak na przykład Lech Poznań, czy Zagłębie Lubin. Te kluby, dzięki warunkom, które posiadają, „wyciągają” wielu zawodników z procesu szkolenia. Często przekonują również rodziców swoimi obiektami i swoim wysokim poziomem szkolenia. Pomorze, jeżeli chodzi o poziom szkolenia, nie odstaje od reszty województw. Mamy świetnych trenerów. Nie mamy argumentów w postaci obiektów – mówi Bartosz Dolański. 

OBIEKTY W GDYNI (A RACZEJ ICH BRAK)

Jednym z głównych problemów w szkoleniu zawodników są zatem obiekty. Na terenie Gdyńskiego Centrum Sportu, oprócz naturalnej murawy, na której rozgrywane są mecze Lotto Ekstraklasy, jest zaledwie jedno boisko, na którym najczęściej trenują zawodnicy pierwszej drużyny. Reszta boisk to obiekty ze sztuczną nawierzchnią. W Gdańsku jest podobnie. Akademia Piłkarska ma do dyspozycji dwa sztuczne boiska przy Traugutta 29 i na obiekcie Ogniwa Sopot, a także jedno z naturalną nawierzchnią na stadionie MRKS. – Dwa miesiące temu byłem na stażu w Anglii. Proszę sobie wyobrazić, że zespół Queens Park Rangers, który występuje na drugim poziomie rozgrywkowym, posiada powierzchnię, na której można wyrysować 20 trawiastych, pełnowymiarowych boisk – zaznacza doktor Dolański.

A CO ZE SZTUCZNĄ NAWIERZCHNIĄ?

– W Anglii zawodnicy nie trenują na sztucznej nawierzchni. Wiąże się to z większym ryzykiem odniesienia kontuzji. Sztuczne boiska, które mamy w Polsce są niezłej jakości, ale niestety brakuje boisk z naturalną nawierzchnią – dodaje nasz rozmówca.

PRZEZ ZABAWĘ DO WYNIKÓW, NIE NA ODWRÓT

– Idąc dalej przykładem angielskim. Tam system rozgrywek ligowych, czyli mówiąc kolokwialnie „punktomania”, zaczyna się od 18. roku życia. W Polsce rozgrywki ligowe zaczynają się od 11. roku życia. Jeszcze wcześniej są turnieje, które też niestety w pewien sposób opierają się na osiąganiu wyników. To nie jest dobre. Pojawia się nieuzasadniona presja spoczywająca zarówno na rodzicach jak i trenerach, zauważa doktor.

PRESJĘ NARZUCAJĄ RODZICE

Krzyczący tata przy linii bocznej „mobilizujący” syna do lepszej gry to częsty widok przy meczach młodzieżówek. Niespełnione ambicje rodziców, często zabijają pasję nie tylko dzieci, ale również trenerów. Ci zamiast skupić się na odpowiednim, wyważonym szkoleniu, próbują podołać presji wyniku. – Często rodzice nie są cierpliwi. Oceniają trenera po każdym spotkaniu, a ten zamiast szkolić, po prostu zaczyna trenować. To nie jest dobre w mojej ocenie.

– Rodzice często oczekują bardzo szybko zwycięstw, oczekują tego, że – pomimo przeciętnego talentu syna – klub zrobi z niego gwiazdę światowego formatu. To jest błąd. O wiele więcej osiągnie się cierpliwością i doprowadzeniem do sytuacji, w której dziecko będzie bardziej zadowolone z tego, że idzie na trening niż wówczas gdy z niego wraca – mówi doktor Dolański.

NARODOWY MODEL GRY FUNKCJONUJE?

Dwa lata temu powstał Narodowy Model Gry. To podręcznik, który pokazuje drogi w szkoleniu młodych piłkarzy. To cenny dokument, ale w większości przypadków lekceważony przez trenerów. – Dzisiaj problemem jest mentalność trenerów. Ona przejawia się tym, że za szybko chcemy wygrywać za wszelką cenę.

JAKA PRZYSZŁOŚĆ?

W Polsce potrzebna jest gruntowana zmiana systemu szkolenia młodzieży. – Dużą wartością byłoby umiejętne pogodzenie nauki ze sportem. W Gedanii stworzyliśmy Szkołę Mistrzostwa Sportowego, w której chłopcy mają zwiększoną liczbę zajęć wychowania fizycznego i treningów. 20-30 lat temu sprawność fizyczną gwarantowało nam podwórko. Teraz jest z tym ciężko. Na pewno musimy zwiększyć ilość aktywności fizycznej. To nie jest proste. Rodzice często nie mają czasu, w mieście są korki. Dzisiaj klubów nie stać na to, aby zawodnik trenował 4-5 razy w tygodniu. Dlatego najlepszym rozwiązaniem byłoby stworzenie albo klas sportowych, albo Szkół Mistrzostwa Sportowego, do których będą trafiali utalentowani piłkarze, a to wszystko musi być mądrze połączone z edukacją – podsumowuje Bartosz Dolański.

Czy włodarze PZPN wyciągną wnioski po sromotnej klęsce na mundialu w Rosji? Czy być może więcej powinno zależeć od samych klubów, które powinny zacząć inwestować w infrastrukturę. Pytań pojawia się wiele, odpowiedzi jest niestety znacznie mniej.

Wojciech Luściński

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj