Lechia wciąż niepokonana w ekstraklasie. Gdańszczanie po dobrym meczu zremisowali w Warszawie z Legią 0:0. Biało-zieloni mieli swoje szanse i mogli zdobyć co najmniej jedną bramkę, ale i gospodarze stworzyli sobie dogodne okazje. Remis trzeba uznać za rezultat sprawiedliwy.
W pierwszej połowie Lechia wyglądała tak, jakby rzeczywiście wierzyła w to, że Legię na Łazienkowskiej można pokonać. Gdańszczanie imponowali fantazją, łatwością dochodzenia do sytuacji i odwagą przy dryblingach. W tych brylował Lukas Haraslin, ale Słowak zbyt często decydował się na strzały, które w praktyce nie stwarzały żadnego zagrożenia. Dobrze wyglądał też Flavio Paixao, który próbował nawet przelobować Arkadiusza Malarza, ale zabrakło mu dokładności. Ciepłe słowa należą się także Michałowi Makowi i Filipowi Mladenovicowi, co dopełnia obrazu gry biało-zielonych. Lechia atakowała skrzydłami, jej środek pola w ofensywie był bezproduktywny. Trzeba jeszcze wspomnieć o bardzo dobrej okazji Błażeja Augustyna, którego uderzenie głową zatrzymał bramkarz.
NIEDOSYT LECHII
Na pierwsze ofensywne akcenty gospodarzy trzeba było czekać niespełna pół godziny. „Wojskowi” ruszyli pod bramkę Dusana Kuciaka i rzeczywiście przez kilka minut zrobiło się przy niej gorąco, ale o jakichkolwiek stuprocentowych sytuacjach mówić nie można. Pierwsza część meczu zakończyła się bezbramkowym remisem, z którego niezadowoleni zdecydowanie mogli być goście.
ODWRÓCENIE RÓL
Wydawało się, że gdańszczanie w drugiej połowie jeszcze mocniej przycisną, żeby trafić w końcu do bramki. Tymczasem po przerwie długimi fragmentami wyglądało to tak, jakby drużyny zamieniły się rolami. To Legia utrzymywała się przy piłce i próbowała atakować, a Lechia czekała na rozwój wydarzeń. Biało-zieloni do ataku po raz pierwszy ruszyli po dziesięciu minutach gry drugiej połowy, ale Jarosław Kubicki uderzył niecelnie. Pozwoliło to jednak gościom uwierzyć, że i w drugich czterdziestu pięciu minutach mogą zagrozić Malarzowi i gra się wyrównała. Dalej świetne wrażenie robił Haraslin, który odpuścił sobie strzały i skupił się na dryblowaniu. Momentami wyglądało to tak, jakby naoglądał się Ronaldinho z najlepszych lat. Problem polegał jednak na tym, że Lechia dobrze radziła sobie mniej więcej do trzydziestego metra od bramki. Dalej, nawet kiedy udało jej się przedrzeć, nie potrafiła zdziałać nic szczególnie groźnego.
SPRAWIEDLIWY REMIS
Podobnie sytuacja wyglądała w przypadku Legii. Ją napędzał z kolei Sebastian Szymański. Gospodarze byli nawet o krok od otworzenia wyniku, ale ze znakomitej strony zaprezentował się Kuciak. Piotr Stokowiec zaimponował z kolei odwagą, bo do gry wprowadził Karola Filę, Mateusza Sopoćkę i Adama Chrzanowskiego, pokazując, że będzie dawał konkretne szanse na grę młodym zawodnikom. Wyniku do końca spotkania zmienić się jednak nie udało i z przebiegu meczu trzeba powiedzieć, że remis jest rezultatem sprawiedliwym. Szkoda, że gdańszczanie nie wykorzystali swoich szans, bo mogli złamać defensywę gospodarzy. Z drugiej strony remis na terenie Mistrza Polski mimo wszystko trzeba uszanować.
Legia Warszawa – Lechia Gdańsk 0:0