Arka z pierwszym golem w ekstraklasie. Gdynianie zremisowali 1:1 z Górnikiem Zabrze. Autorem premierowej bramki żółto-niebieskich był Michał Janota. Zespół Zbigniewa Smółki grał słabo, przegrywał, ale w końcówce „pomocną dłoń” wyciągnęli rywale, a gospodarze skrzętnie z niej skorzystali. Od początku sezonu widać jak na dłoni, że największym problemem Arki jest nieskuteczność. Gdynianie nie strzelili jeszcze bramki i przełomem miało być spotkanie z Górnikiem, który – delikatnie rzecz ujmując – nie słynie z wyjątkowo szczelnej defensywy. Tymczasem w starciu z żółto-niebieskimi stoperzy z Zabrza wyglądali jak para profesorów, którzy dają lekcję nieopierzonym studentom. Dani Suarez i Paweł Bochniewicz czyścili wszystko, a Hiszpan – jako że nie mógł swojej oceny wywindować szczególnie wysoko, bo Arka w pierwszej połowie nie oddała celnego strzału – postanowił błysnąć w inny sposób i tuż przed przerwą wpakował piłkę do bramki Pavelsa Steinborsa.
HISZPAŃSKA OFENSYWA
Gol Suareza był zwieńczeniem hiszpańskiej ofensywy Górnika. Już wcześniej defensor mógł wpisać się na listę strzelców, ale minimalnie chybił. Poza nim największe zagrożenie stwarzał Jesus Jimenez, który właściwie mógł nawet strzelić hatrricka, ale trzykrotnie nie potrafił pokonać łotewskiego bramkarza Arki. O ofensywie żółto-niebieskich w pierwszej połowie wiele dobrego nie można powiedzieć. I jest to określenie nadzwyczaj eufemistyczne.
POMOCNA DŁOŃ GÓRNIKA
Po przerwie wszystko wyglądało podobnie, chociaż goście nie byli już tak groźni i na boisku momentami zrobiło się aż nazbyt spokojnie. O podgrzanie emocji zadbali jednak zabrzanie, a konkretnie Adrian Gryszkiewicz, który dwukrotnie faulował Mateusza Młyńskiego i dwa razy obejrzał za te zagrania żółtą kartkę. Gra w przewadze ewidentnie dała Arce wiatru w żagle i to tak dużego, że gdynianie oddali w końcu celny strzał, przy którym mocno nagimnastykować musiał się Tomasz Loska. Była 80. minuta.
PRECYZJA JANOTY
Zespół Zbigniewa Smółki uwierzył jednak, że jest w stanie wyrwać Górnikowi punkty i zaczął odważniej atakować. Zabrzanie cofnęli się na swoją połowę i próbowali dotrwać do końca meczu, ale cofnęli się za głęboko. W 88. minucie piłkę przed polem karnym przyjął Michał Janota, poprawił i precyzyjnym uderzeniem nie dał szans Losce. Żółto-niebiescy poczuli się na tyle pewnie, że do końcowych minut walczyli jeszcze o pełną pulę, ale drugiego gola nie potrafili już zdobyć.
NIEPODYKTOWANY KARNY
Gdynianie znakomitą szansę na gola mieliby kilka minut wcześniej, bo za faul, po którym z boiska wyleciał Gryszkiewicz, żółto-niebiescy mogliby otrzymać rzut karny. Sędzia długo analizował, rozmawiał z wozem VAR i ostatecznie podyktował rzut wolny. Wygląda chyba jednak na to, że popełnił błąd, bo choć obrońca zaczął wślizg poza „szesnastką”, to Myńskiego trafił w nogi dopiero w polu karnym.
fot. Radio Gdańsk/Jacek Klejment
BARDZO DOBRY DEBIUTANT
Do momentu, w którym Górnik podał Arce rękę w postaci czerwonej kartki dla Gryszkiewicza, gra żółto-niebieskich wyglądała naprawdę źle. Postawę gdynian, poza błędami defensora zabrzan, odmienił Mateusz Młyński. Młody zawodnik zadebiutował w ekstraklasie i tak naprawdę wypracował swojej drużynie przewagę, którą udało zamienić się na pierwszego ligowego gola i cenny punkt. Gra wciąż wygląda jednak słabo i gdynianie mają nad czym pracować.
Arka Gdynia – Górnik Zabrze 1:1 (0:1)