Szalony mecz na stadionie Energa. Lechia Gdańsk w 9. kolejce Lotto Ekstraklasy zremisowała z Zagłębiem Lubin 3:3. Biało-zieloni po hattricku Artura Sobiecha prowadzili po pierwszej połowie 3:0. W drugiej części spotkania oddali inicjatywę, a Zagłębie stopniowo ich punktowało, doprowadzając do remisu w ostatniej akcji meczu. RYZYKO Z LEWANDOWSKIM, CIEKAWOŚĆ WOLSKIEGO
Przed spotkaniem trener Piotr Stokowiec musiał zaryzykować, jeżeli chodzi o zestawienie defensywy. Z lewej strony, w związku z przekroczeniem limitu żółtych kartek, wypadł dotychczas podstawowy obrońca w układance szkoleniowca – Filip Mladenović. Musiał go zastąpić Mateusz Lewandowski, który powiedzmy szczerze, od momentu przyjścia do Gdańska – nie błyszczał. W środku pola zabrakło także Patryka Lipskiego, który również przekroczył limit żółtych kartek. Na boisku, po ponad półrocznej przerwie zaprezentował się Rafał Wolski, na którego powrót z niecierpliwością czekała gdańska publiczność.
PO RAZ PIERWSZY, DRUGI, TRZECI – SOBIECH WITA SIĘ Z PUBLICZNOŚCIĄ
Od początku sobotniego spotkania gdańszczanie rządzili i dzielili na stadionie Energa. Koncert w 8. minucie rozpoczął Artur Sobiech. Sprowadzony z Niemiec napastnik wykorzystał podanie Flavio Paixao z prawej strony boiska i z najbliższej odległości skierował piłkę do bramki. Sobiech potrzebował zaledwie siedmiu minut, aby podwyższyć prowadzenie. W 15. minucie wykorzystał doskonałą szarżę Lukasa Haraslina lewą flanką, dograł w pole karne, a Sobiech tylko dołożył stopę i po raz drugi pokonał Hładuna. Były reprezentant Polski dzieła zniszczenia dokonał w 24. minucie. Kolejna akcja lewą stroną boiska, Wolski lobuje bramkarza, obrońcy blokują strzał Kubickiego, ale do futbolówki dopada nie kto inny jak Sobiech. Napastnik kolejny raz, z najbliższej odległości, pokonał bramkarza rywali.
BRUTALNA, BIAŁO-ZIELONA RZECZYWISTOŚĆ
W pierwszej połowie Lechia nie miała sobie równych. Zagłębie zderzyło się z brutalną rzeczywistością, jaką od początku spotkania stworzyli biało-zieloni. Nie dość, że doskonale punktowali gości mocnym i zdecydowanym atakiem, to jeszcze grali czujnie w obronie. Zagłębie nie istniało w ofensywie. Absolutnie niewidoczni byli Filip Starzyński i Patryk Tuszyński, którzy rozbijali się o szczelną obronę gdańszczan. Podopieczni Piotra Stokowca nie chcieli poprzestać na trzech bramkach. Do końca pierwszej połowy dominowali, tworzyli oskrzydlające akcje, ale ostatecznie do szatni schodzili z prowadzeniem 3:0.
ZAGŁĘBIE ODZYSKAŁO INICJATYWĘ
W drugiej części meczu, Zagłębie powoli zaczęło odzyskiwać inicjatywę. Odważniej zaczęli sobie poczynać wspomnieni Filip Starzyński i Patryk Tuszyński. Za sprawą tego pierwszego, Zagłębie próbowało złapać kontakt z gdańszczanami. W 61. minucie „Figo” dostał piłkę na prawej stronie, idealnie dograł na szesnasty metr, tam był już Damian Bohar, który fantastycznym strzałem w samo okienko pokonał Dusana Kuciaka.
STARZYŃSKI DAŁ KONTAKT
W 69. minucie Lechia zaczęła tracić grunt pod nogami. Wówczas dotychczas spisujący się niemal bez zarzutu Błażej Augystyn zagrał w polu karnym piłkę ręką. Na początku sędzia Przybył nie dostrzegł tej sytuacji i musiał wspomóc się systemem wideo weryfikacji. Po powtórce arbiter nie miał już wątpliwości. Jedenastka dla Zagłębia. Do niej podszedł Filip Starzyński i idealnym strzałem po ziemi pokonał Dusana Kuciaka. Sytuacja biało-zielonych robiła się nieprzyjemna. Zagłębie strzeliło bramkę kontaktową, a Lechia w drugiej połowie nie potrafiła odnaleźć się pod bramką Dominika Hładuna.
MARES SPROWADZIŁ LECHIĘ NA ZIEMIĘ
Pod koniec spotkania Zagłębie stworzyło jedną z ostatnich akcji. Filip Starzyński dośrodkował z rzutu rożnego, zamieszanie w polu karnym wykorzystał Jakub Mares i strzałem z najbliższej odległości doprowadził, do remisu.
Szalony mecz w Gdańsku, a Lechia może pluć sobie w brodę. Miała Zagłębie na widelcu, ale pozwoliła lubinianom odzyskać inicjatywę i wywieźć ze stadionu Energa cenny punkt.