Tak Arka przyjęła europejskie rozgrywki. Cieknący dach nie pozostawi po sobie najlepszych wspomnień

Europejskie puchary wracają do Gdyni – tak szumnym hasłem kibice Asseco witali EuroCup. W pierwszym meczu koszykarze zmierzyli się z wysoko notowanym Lokomotivem Kubań Krasnodar. Święto zakłócił jednak niespodziewany problem. Cieknący dach i zegar to byli sprzymierzeńcy koszykarzy Arki w meczu z Lokomotivem Krasnodar. Wystraszeni gdynianie mecz z renomowanym rywalem zaczęli z przesadnym respektem. Przegrywali 2:7 po trzech pierwszych minutach, a Adam Łapeta miał na koncie dwa faule.

Pierwszą kwartę goście wygrali 17:12. Pomoc przyszła z nieba, a dokładniej z dachu. Krople wody, które moczyły parkiet sprawiły, że mecz był kilka razy przerywany, co wytrąciło przyjezdnych z rytmu. Z kolei wiatr w żagle złapali gospodarze. Znakomicie radził sobie Krzysztof Szubarga, po którego „trójce” udało się skrócić dystans do zaledwie dwóch punktów.

Co jednak zepsuł cieknący dach, to naprawili koszykarze Arki. Spodziewano się gigantycznej przewagi gości, a była wyrównana walka. Wszystkie te wydarzenia widziały 2 tysiące kibiców, którzy zasiedli na trybunach. Mecz z Lokomotivem okazał się być powodem i do dumy, i do wstydu z powodu tego dziurawego dachu, a może nieszczelnej wentylacji i zegara, który się zawieszał. Sportowo Arka zdała egzamin. Organizacyjnie groziło jej zatopienie.
 
Włodzimierz Machnikowski/mili
Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj