Asysta, zneutralizowanie Luki Zarandii, liderowanie drużynie w trudnych momentach – to lista zasług Filipa Mladenovicia. Serbski lewy obrońca był w Derbach Trójmiasta najlepszym zawodnikiem Lechii i pokazał, że grając na lewej obronie też można dyrygować grą swojego zespołu. Filip Mladenović nie jest piłkarzem, o którym wymieniając najlepszych zawodników Lechii myśleliśmy do tej pory w pierwszej kolejności. Oczywiście, Serb był pewnym punktem zespołu, sporo dawał w ofensywie, ale raczej nie mówiliśmy o nim w kontekście bycia liderem zespołu. Z liderami jest jednak tak, że krystalizują się w najtrudniejszych dla zespołu meczach. I były piłkarz FC Köln właśnie to zrobił.
DOŚRODKOWANIE PERFEKCYJNE
Zacząć trzeba od dośrodkowania, którym Serb trafił Błażeja Augustyna. Tak, trafił. Polak nie musiał nawet oddawać strzału, bo piłką dostał w plecy i wylądowała ona w bramce. Trudno wyobrazić sobie lepszą „wrzutkę” od tej, którą lewy obrońca Lechii wykonał w 12. minucie Derbów Trójmiasta.
NEUTRALIZACJA GRUZIŃSKIEGO SKRZYDŁA
Kolejną, jeżeli nie jeszcze większą, zasługa Mladenovicia jest to, że całkowicie schował do kieszeni Lukę Zarandię. Jak grać potrafi Gruzin wie każdy orientujący się w ekstraklasowych realiach kibic. Tymczasem w spotkaniu z Lechią widać było go tylko wtedy, kiedy schodził do środka boiska, a więc uciekał pod opiekę innych rywali niż lewego defensora biało-zielonych. Trzeba też oddać Serbowi odpowiedzialność, bo znaczną część spotkania grał z żółtą kartką na koncie, a mimo to bez problemów dokończył spotkanie.
LIDER, KTÓREGO OCZEKIWANO
Wspomnieliśmy jednak o tym, że Mladenović był liderem. To prawda. W newralgicznym momencie, kiedy trzeba było atakować Arkę, a jednocześnie nie dać gdynianom okoliczności do kontrataków, on nie bał się brać odpowiedzialności na swoje barki. Momentami wydawał się być rozgrywającym ustawionym na lewej obronie. Tak naprawdę taka postawa Mladenovicia nie powinna nikogo dziwić. Do Gdańska przychodził jako autor dwóch goli w spotkaniu Ligi Europy przeciwko AS Romie, facet, który grał w Niemczech i Belgii, a więc w trochę innych piłkarskich realiach. Długo wydawało się, że jak wielu innych, dostosuje się do marnego ligowego poziomu. W Derbach Trójmiasta pokazał jednak, że ma potencjał na bycie piłkarzem wyrastającym ponad przeciętność.