Znów bardzo dobre widowisko z udziałem pomorskiej drużyny koszykarzy w Hali Mistrzów we Włocławku. Przed kilkunastoma dniami o emocje dbała tam Polpharma, a w sobotę Arka. Miejscowy Anwil drugi raz w sezonie uległ gdynianom, tym razem 66:83 . To był mecz wzlotów i upadków, wielu przechwytów i widowiskowych bloków. Początek należący do doskonale broniącego Anwilu, który wygrał pierwszą kwartę 24:19 i koniec wyraźnie zaakcentowany, zwycięski przez Arkę. W drugiej połowie Mistrza Polski ogarnęła niespotykana niemoc – zdobył on zaledwie 25 punktów oddając rywalom nie tylko prowadzenie, ale zwycięstwo w całym meczu.
MISTRZOWSKA DRUGA KWARTA
Doskonale w tej drugiej połowie zaprezentował się James Florence, który w całym spotkaniu obsłużył kolegów 6 asystami, sam dokładając 23 punkty przy solidnej skuteczności 53 procent z gry. Arka uciekła w trzeciej kwarcie włocławianom na kilka punktów, w czwartej odsłonie przewagę powiększyła do kilkunastu, a gdy trener gospodarzy Igor Milicic reorganizował obronę, mądrze gdyńska drużyna na nią reagowała.
Zadziała zespołowa gra, którą tak chwalił trener Frasunkiewicz i na której tak mu zawsze zależało. Aż pięciu zawodników zdobyło indywidualnie ponad 10 punktów, a gdy nie szło z dystansu (w całym meczu zaledwie 26 procent za trzy), Krzysztof Szubarga znajdował inny sposob na utorowanie kolegom drogi do kosza.
Arka wygrywa drugi mecz z Anwilem w sezonie i jeśli zakończy rundę zasadniczą z takim samym bilansem co Mistrz Polski, znajdzie się przed nim w tabeli. Komfort psychiczny gdyńskim koszykarzy, poparty dwoma zwycięstwami nad jednym z faworytów rozgrywek staje się w coraz większy.
Na koniec słowa krytyki – odrobinę wrażliwości zabrakło kibicom w Hali Mistrzów. Gdy w Gdańsku, w atmosferze żałoby narodowej żegnano prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza, we Włocławku trwał żywiołowy doping. A szkoda, bo można było trochę dostosować się do panujących nastrojów w kraju. To byłoby pięknym gestem wydłużającym minutę ciszy zarządzoną na początku spotkania.