Jeśli szukać pozytywów, to można napisać, że po walce. Ale za to punktów jeszcze nikt nikomu w futbolu nie przyznał. Arka walczyła, strzeliła Mistrzowi Polski nawet gola, ale to było za mało, by zdobyć choć punkt w starciu z Legią. Żółto-niebiescy przegrali 1:2 i nadal wiosną nie zdobyli ani jednego punktu.
Dla kibiców „walka” to jednak marne pocieszenie, czemu dali wyraz po spotkaniu, w niewybrednych słowach przywołując do siebie na rozmowę trenera Zbigniewa Smółkę. Piąta porażka stawia Arkę w bardzo trudnej sytuacji. O pierwszej połowie można napisać, że się… odbyła. I nikt nie zdobył bramek. Więcej z gry miała Legia, ale nie potrafiła tego przełożyć na gole, natomiast Arka przebudziła się dopiero pod koniec pierwszej części.
To, co zostanie z tej odsłony zapamiętane, to dobra gra w defensywie Luki Maricia oraz bardzo zła Michała Janoty. Lider Arki i jej najlepszy strzelec gubił piłki w prostych sytuacjach i podejmował złe decyzje. Zamiast podawać na skrzydło, schodził do środka, zamiast oddać piłkę – dryblował. I tak kilkukrotnie.
9 MINUT I TRZY GOLE
To wszystko, na co było stać w sobotę gdynian. Obiektywnie przeciwstawiali się oni dzielnie faworyzowanemu rywalowi, ale dla kibica, który otrzymuje 5. porażkę z rzędu, a kilka tygodni wcześniej zapewnienia o walce o pierwszą ósemkę, „obiektywnie” nie istnieje. Dlatego po meczu Adam Marciniak wszedł na trybuny pertraktować z najbardziej zagorzałymi fanami nad tym, by fani dali piłkarzom jeszcze jedną szansę i wsparcie w kolejnych meczach. Ci jednak żądali dymisji trenera Zbigniewa Smółki.
W tabeli Arka jest 12, ale ma już tylko punkt przewagi nad Górnikiem i Miedzią. W piłkarskiej Gdyni robi się naprawdę nieprzyjemnie.
Arka Gdynia – Legia Warszawa 1:2 ( 68′ Jankowski – 59′ Carlitos, 64′ Kulenovic)