Zapewnili tysiącom fanów emocje do samego końca. Trefl przegrywa ze Stelmetem po walce i przy pełnych trybunach

Trefl Sopot miał mniejszą rotację, mniej argumentów czysto koszykarskich, ale walczył z potentatem jak równy z równym aż do końcowej syreny. W obecności ponad 8 tys. widzów sopocianie przegrali ze Stelmetem Zielona Góra 85:90.

O sportowe życie przyszło walczyć koszykarzom Trefla w obecności tysięcy dzieci z Kaszub. To wszystko z powodu organizowanego przez drużyny Trefla od czterech lat Meczu Kaszubskiego. Podczas spotkań rokrocznie młodzież szkolna propaguje kulturę kaszubską oraz uczy się podstaw sportowego rzemiosła.

WYRÓWNANY BÓJ

środę licznie zgromadzona widownia zobaczyła wyrównane spotkanie, ale w miarę upływu meczu goście będący jednym z głównych kandydatów do zdobycia Mistrzostwa, odskakiwali. Przede wszystkim za sprawą genialnie wykorzystywanego pod koszem centra zespołu  gości Darko Planinicia. W całym meczu 28-letni Chorwat zdobył 25 punktów, nieraz oszukując pod atakowanym koszem serbskiego przeciwnika z Trefla Milana Milovanovicia. Ale nie tylko serbsko-chorwacki pojedynek był ozdobą spotkania. O bilet do Chin walczą dwaj polscy rozgrywający: Łukasz Kolenda z Trefla i jego imiennik Koszarek ze Stelmetu. Na barkach obu spoczywała odpowiedzialność za grę ich zespołów, ale większy ciężar udźwignął rutynowany Koszarek – 14 punktów. Młodemu Kolendzie pozostaje przekonywać, że zmiana warty nastąpi już niebawem. 

Do przerwy goście prowadzili 8 punktami 38:46. W trzeciej kwarcie gospodarze postanowili zadbać o odpowiednią dramaturgię. Tę część, głównie za sprawą świetnej wówczas postawy Pawła Leończyka, gospodarze wygrali 5 punktami.

NABYTEK DAŁ RADĘ

W drużynie Trefla zadebiutował 26-letni Amerykanin Phil Greene. Rzucający ma w swoim CV występy w silnej tureckiej Ekstraklasie i do polski przyjeżdża ze statystykami na poziomie 6 punktów na mecz i 2 asyst. W środę nie zaliczył spektakularnego występu, ale 13 zdobytych punktów jest wynikiem przyzwoitym. Greenowi brakuje jeszcze zrozumienia z zespołem – w kilku akcjach zagrywał zbyt szybko względem reakcji kolegów z zespołu.

Gdy na 10 minut przed końcem na tablicy wyników widniał 60:63, wszystko pozostawało sprawą otwartą. Ale wówczas uaktywnili się zielonogórscy rutyniarze – Łukasz Koszarek i Przemysław Zamojski. Ich punkty pozwoliły odskoczyć Stelmetowi na 10 punktów i choć gospodarze robili wszystko by odmienić losy meczu, zwyczajnie zabrakło im argumentów.

ZMIANY MAJĄ POMÓC

Jednego gospodarzom w kryzysie obecnego sezonu nie można odmówić. Na fatalne wyniki w mniej lub bardziej udany sposób reagują. Z drużyną pożegnało się kilku zawodników, a w ich miejsce zatrudniono nazwiska uznane: znanego z występów na polskich parkietach Ovidiusa Varanauskasa, Mistrza Europy Sasę Zagoraca a ostatnio także wspomnianego wyżej rzucającego Phila Greene’a. Na ławce trenerskiej zasiadało także trzech trenerów: najpierw Marcin Kloziński, potem Jukka Toijala a obecnie Marcin Stefański. Przy takiej rotacji raczej nikt nie odważy się powiedzieć, że stano z założonymi rękami.

Trefl nadal znajduje się na dnie ligowej tabeli, ale jego gra nie jest już synonimem słabości i bezradności. Sopocianie zaczynają wierzyć w siebie i do końca sezonu zasadniczego powinni wygrać jeszcze kilka spotkań. A to powinno zapewnić byt ekstraklasowy na następny sezon. Stelmet potwierdził zaś, że wciąż będzie głównym rywalem Arki Gdynia do zajęcia pierwszego miejsca przed play-offami.

Kaszubska młodzież na pewno wyniesie z trójmiejskiego wieczoru z Ergo Areny wrażenia na tyle pozytywne, by wrócić za rok po bicie kolejnych rekordów.

 pkat

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj