Lechia Gdańsk pokonała Jagiellonię 1:0 i zdobyła Puchar Polski po 36 latach oczekiwań. O wszystkim zadecydował Artur Sobiech, który wszedł z ławki rezerwowej i strzelił gola w doliczonym czasie. Kibice Lechii mogą się cieszyć z trofeum po raz pierwszy od 1983 roku.
Nie tak wyobrażali sobie ten mecz kibice Lechii Gdańsk. Zamiast głośno wspierać swoją drużynę, jeszcze długo po rozpoczęciu spotkania oglądali… PGE Narodowy z zewnątrz. Wszystko z powodu kontroli i małej liczby udostępnionych wejść na stadion. Według relacji osób przebywających przed bramkami prowadzącymi na stadion, fani biało-zielonych mieli do dyspozycji tylko jedno wejście, podczas gdy kibice z Białegostoku aż cztery. Ponadto miało dojść do przepychanek z policją.
Sektor kibiców Lechii wypełniał się aż do końca pierwszej połowy. Co poniektórzy, złośliwie komentowali, że być może policja i organizatorzy pozwolą wejść fanom gdańskiego klubu na dogrywkę.
MINIMALNA PRZEWAGA JAGI
Przenieśmy się jednak na boisko. Od początku spotkania oglądaliśmy piłkarskie szachy. Jedni i drudzy nie chcieli podjąć zbytniego ryzyka i odważniej zaatakować. Dla finalistów ważniejsze było zachowanie czystego konta niż zapewnienie ponad 50-tysięcznej publiczności prawdziwego piłkarskiego widowiska. Mimo to z biegiem czasu optyczną przewagę zaczęła zyskiwać Jagiellonia. Bohaterem białostoczan mógł zostać Patryk Klimala, ale najpierw w sytuacji sam na sam z Alomeroviciem zbyt długo składał się do strzału, a później po jego podaniu do Jesusa Imaza, w ostatniej chwili Lechię przed stratą bramki uratował wślizgiem Błażej Augustyn. Gorzej w ofensywie wyglądali biało-zieloni, którzy w pierwszej połowie nie oddali ani jednego celnego strzału.
„ŁĄCZY NAS PIŁKA” I „MY TWORZYMY HISTORIĘ”
Prawdziwą piłkarską atmosferę można było poczuć dopiero w drugiej połowie. Po „drobnych” komplikacjach kibice Lechii weszli w końcu na swój sektor i z wielką mocą zaczęli wspierać swoich piłkarzy. Na Stadionie Narodowym rozpoczęła się prawdziwa walka na doping. Kibice obu zespołów zaprezentowali również oprawy na najwyższym światowym poziomie.
Niestety do poziomu kibiców nie dostosowali się piłkarze obu zespołów. Na boisku działo się niewiele, a futbol prezentowany przez Lechię i Jagiellonię można nazwać eufemistycznie tym dla „koneserów”. W 86 minucie sektor Lechii oszalał, a wszystko za sprawą Flavio Paixao i Kelemena. Kapitan Lechii idealnie wykorzystał zamieszanie w polu karnym żółto-czerwonych i po jego strzale piłka zatrzepotała w siatce bramki strzeżonej przez Mariana Kelemena. Jednak po konsultacji z VAR sędzia Frankowski dopatrzył się minimalnego spalonego.
DO DWÓCH RAZY SZTUKA
Gdy wydawało się, że kibiców zebranych na Stadionie Narodowym czeka dogrywka, po raz kolejny cios wyprowadzili gdańszczanie. Po dość niegroźnym dośrodkowaniu Flavio, niczym królik z kapelusza wyskoczył Artur Sobiech i dosłownie z metra wpakował piłkę do bramki zdezorientowanego Mariana Kelemena. Chwilę potem sędzia zakończył spotkanie i Lechia mogła się cieszyć z Pucharu Polski po 36 latach oczekiwań.
Składy obu zespołów:
Lechia: Zlatan Alomerović – Joao Nunes, Michał Nalepa, Błażej Augustyn, Filip Mladenović – Konrad Michalak (69′ Artur Sobiech), Tomasz Makowski, Daniel Łukasik (90+1′ Steven Vitoria), Jarosław Kubicki, Lukas Haraslin (90+8′ Patryk Lipski) – Flavio Paixao.
Jagiellonia: Marian Kelemen – Andrej Kadlec (90+7′ Jakub Wójcicki), Ivan Runje, Zoran Arsenić, Bodvar Bodvarsson – Arvydas Novikovas, Marko Poletanović (90′ Bartosz Kwiecień), Taras Romanczuk, Guilherme Sitya – Patryk Klimala, Jesus Imaz.
Michał Kułakowski