– Przez niektórych piłkarzy to jest bardzo niedoceniane trofeum i tak lekceważąco do niego podchodzą. Ja zdobyłem je po raz trzeci i po raz trzeci się z tego cieszę – deklarował po zdobyciu przez Lechię Superpucharu Polski wracający do Lechii Sławomir Peszko.
W meczu z Piastem Peszko pojawił się na murawie w 66. minucie, zmieniając bohatera spotkania, zdobywcę dwóch goli, Lukasa Haraslina. Sama gra w wykonaniu polskiego skrzydłowego nie była może zachwycająca, ale fakt, że wraca on do łask sztabu szkoleniowego Lechii, już tak.
BANITA WRÓCIŁ SILNIEJSZY
Okoliczności powrotu Peszki do Lechii wydawały się jeszcze kilka tygodni temu nieprawdopodobne. Trener Piotr Stokowiec, traktujący Peszkę parę miesięcy wcześniej jak banitę, w męskiej rozmowie daje mu szansę na powrót, na równych wobec innych zawodników prawach. – Był czas na przemyślenia na wypożyczeniu. Wróciłem, by udowodnić sobie, że potrafię grać i po to, by osiągnąć z tą drużyną jeszcze większy sukces niż rok temu. Miałem z trenerem indywidualną rozmowę w cztery oczy, szczegółów nikomu nie powiem, to zostaje między mną a nim. Podaliśmy sobie ręce, a ja oddaje siebie na maksa – deklaruje Sławek Peszko.
SUPERPUCHAR TEŻ PUCHAR
Po dość gładkiej wygranej Lechii nad Piastem znajdą się zwolennicy teorii, że Piast nie rzucił wszystkich sił na mecz z Lechią, traktując Superpuchar jako trofeum o trzecim w kategorii priorytetów za ligą i europejskimi pucharami. – Puchar jest puchar… Kolejny do gabloty Lechii Gdańsk i kolejny do mojej gabloty. Nie wybrzydzam żadnym trofeum, nawet Superpucharem. W końcu gra Mistrz Polski ze zdobywcą Pucharu Polski – uciął Peszko.
Więcej na temat zaufania trenera, powrotu „do domu”, bycia „królem”, a także doświadczenia z gry w europejskich pucharach w materiale dźwiękowym.
Posłuchaj rozmowy ze Sławomirem Peszko:
Paweł Kątnik