W dobie siedzącego trybu życia, coraz rzadziej można spotkać młode osoby, które całym sobą kochają aktywność na świeżym powietrzu.
Osobą, która praktycznie od zawsze lubiła się ruszać jest Magdalena Kałas. Nic dziwnego, że nie tylko pokochała bieganie, ale również rozszerzyła sportową zabawę do triathlonu – pokazując, że nie trzeba mieć drogiego sprzętu, aby startować i cieszyć się z tego co się robi.
O swojej miłości do aktywnego trybu życia i nie tylko – Magdalena Kałas opowiedziała Maciejowi Gachowi w poniższym wywiadzie.
Maciej Gach: Od zawsze lubiłaś sport?
Magdalena Kałas: Tak, od zawsze lubiłam być bardzo aktywna. Już w wieku przedszkolnym, gdy wychodziłam na podwórko z koleżankami, biegałam po całym osiedlu, aby zwiedzać. Zdarzało się, że rodzice musieli mnie szukać, za co dziś mi trochę wstyd.
A, jaką aktywność najchętniej wybierałaś do dziecięcych harców?
Zdecydowanie bieganie. W zawodach szkolnych wystartowałam po raz pierwszy w wieku 10 lat. Mój nauczyciel od wychowania fizycznego zauważył we mnie potencjał i zaczęłam zbierać punkty dla szkoły w zawodach międzyszkolnych na dystansie 600 m w biegach przełajowych oraz sztafetach 4×100 m na bieżni. Generalnie to sport w moim życiu jest obecny jako miła aktywność fizyczna. Nigdy nie trenowałam żadnej dyscypliny sportowej, a jedynie uczęszczałam na lekcje wychowania fizycznego i to wystarczało.
Twoim pierwszym profesjonalnym startem był Bieg Urodzinowy Gdyni. Natomiast półtora roku później wystartowałaś już w triathlonie. To była świadoma decyzja czy udział wynikał z czystego przypadku?
W zasadzie przed gdyńską dychą, to moim pierwszym udziałem w zawodach był Gdańsk Biega w listopadzie 2013 roku i wtedy pokonałam 6 km. Po tym biegu poczułam znów te emocje z podstawówki, że to jest to, co kocham i chcę takich emocji jak najczęściej. To była dla mnie osobista przepustka, że mogę zapisać się na dystans 10 km. Na pierwszy triathlon zapisałam się bardzo świadomie i był to sprint. Zostałam namówiona przez kolegę, którego poznałam na zawodach Półmaratonu Rolkarskiego. Samo wrotkarstwo zaczęło mnie wciągać wtedy, gdy nastąpił szybki zwrot akcji – mianowicie budżet na wymarzone rolki do jazdy szybkiej, przeznaczyłam na piankę neoprenową i nowy rower.
Uważasz się, że triathlon to sport tylko dla tych, którzy mają sporo funduszy, aby przeznaczyć na sprzęt czy nawet osoby mające mniejsze wymagania sprzętowe – bez trudu znajdą się w tym środowisku?
Ogólnie do ukończenia zawodów triathlonowych nie trzeba dysponować dużymi pieniędzmi. Natomiast jeśli ktoś chce robić wyniki i konkurować o wysokie lokaty, trzeba już trochę zainwestować w sprzęt. W środowisku triathlonowym mówi się, że liczy się dobry trening, a nie sprzęt – to oczywiście prawda, ale żeby trening był dobry, trzeba również przeznaczyć pieniądze w karnet na siłownię, spinningi zimą, treningi na pływalni itd. Nie wspominam już o samym sprzęcie z wyższej półki, który bezdyskusyjnie ułatwia ściganie. Sama jestem jedną z osób, która startując w triathlonie czerpie przede wszystkim przyjemność z aktywności, nie dysponując górnolotnym sprzętem. Dla mnie liczy się walka ze słabościami, spotkanie z ludźmi, wspólny wysiłek i miłość do sportu.
Na swoim koncie masz już trochę startów w zawodach triathlonowych. Wiadomo, że przygotowanie wymaga nie tylko ciężkich i systematycznych treningów, ale przede wszystkim znalezienia czasu. Jak sobie z tym radziłaś?
Czas to słowo utopijne w moim życiu. Do dziś nie wiem, jak mi się to udawało. Moje studia i dużo nauki, wiele godzin praktyk w ciągu roku oraz wakacji, do tego praca, na pewno nie rozluźniały mojego grafiku. Nierzadko wychodziłam biegać o 4:00 czy 5:00 rano lub między moimi miejscami, gdzie pracowałam. Do basenu wskakiwałam po 21:00, a rower wciskałam, gdzie się da. Niestety nie da się ukryć, że triathlon pochłania mnóstwo czasu, jeśli chce się trenować i utrzymać formę. W tym roku postanowiłam trochę odpocząć od triathlonu właśnie ze względu na czas, gdyż miałam już w życiu tyle zajęć na głowie, że brakowało czasu na sen.
Do którego triathlonu najchętniej wracasz wspomnieniami?
Najmilej wspominam zawody nie indywidualne, a sztafetowe, gdzie startowałam z Agatą i Iwoną – jako nasz osobisty projekt „TRIpak – kobiecy triathlon” w Castle Triathlon Malbork 2018 na pełnym dystansie Ironmena. Iwona płynęła, Agata jechała na rowerze, a ja biegłam tam maraton. To właśnie ten start jest dla mnie najpiękniejszym wspomnieniem, mimo, że mój układ pokarmowy od 23 km odmówił posłuszeństwa na całej linii. Sześć kółek wokół zamku krzyżackiego oraz pobliskiego parku, problemy na trasie, walka ze słabościami – dały mi wiele wzmocnienia psychicznego oraz świadomość, że kibicują mi dziewczyny i jest to nasza wspólna praca. To był dla mnie bardzo wartościowy start. Celu nie udało się zrealizować, aby ukończyć poniżej 12 godzin, ale mimo to kończyłyśmy z satysfakcją i wzajemną dumą.
A chodzi Ci po głowie zrobienie Ironmana?
Na samym początku triathlonowej przygody myślałam o tym, aby zrobić pełny dystans IM indywidualnie, ale szczerze mówiąc, więcej radości sprawia mi praca nad szybkością, niż wytrzymałością. Wiem, że większość triathlonistów chce mieć w swoim sportowym CV Ironmana. Ja nie mam takich marzeń, gdyż obecnie stawiam sobie cele dotyczące biegania na dystansie 5 i 10 km i to w dłuższej perspektywie czasowej. Na obecną chwilę dużo mi brakuje i potrzebuję do treningów sporo energii. Jednak charakter mojej pracy, która jest zmianowa, nie bardzo ułatwia regenerację. Mimo to staram się pracować nad sobą. Marzy mi się biegać poniżej 20 minut na 5000 m oraz zbliżyć się do 40 minut na 10000 m. Ale wiadomo, że marzenia same się nie spełniają – marzenia się spełnia.
Na co dzień jesteś położną i jak wiadomo – w Polsce nadal panuje przekonanie, że kobiety po zajściu w ciążę, powinny unikać wszelkiego wysiłku fizycznego. Skąd to się bierze?
Stan błogosławiony kojarzy się z dużą delikatnością, wrażliwością na wszelkie bodźce. Natomiast wysiłek fizyczny nasuwa myśli o dużym wydatku energetycznym, przeciążeniu organizmu, zmęczeniu itd. Na co dzień pracuję między innymi na oddziale patologii ciąży i mam okazję wiele sytuacji zaobserwować. Zdrowe kobiety, które są sprawne i nie wymagają hospitalizacji w pozycji leżącej i ograniczenia chodzenia, zalegają całymi dniami w łóżku. Nie zapomnę, gdy raz spytałam ciężarnej, przygotowującej się do zbliżającego porodu, czy nie chciałaby wyjść na spacer, usłyszałam odpowiedź – „ale mi się nie chce”.
Muszę przyznać, że zdziwiłam się mocno. Całe szczęście sentencja „ciąża to nie choroba”, stała się na tyle popularna, że dziś już mniej kobiet boi się aktywności. Mimo to wydaje mi się, że lekarze wciąż boją się brać odpowiedzialność za ewentualne powikłania. Tylko, że aktywność fizyczna dla organizmu jest jak najbardziej naturalna i wskazana. Organizm sam się tego domaga, szczególnie w czasie ciąży. To właśnie od zalegania na przysłowiowej kanapie biorą się wszystkie choroby XXI wieku. Temat aktywności fizycznej w ciąży jest bardzo obszerny, ale w skrócie – jeśli ciąża jest niepowikłana, jak najbardziej zachęcam do aktywności!
Jeśli nie ma przeciwwskazań zdrowotnych, to jakbyś zachęciła kobiety w ciąży do codziennej aktywności fizycznej?
Jeśli nie ma przeciwwskazań do ćwiczeń w ciąży, to kobieta powinna utrzymać przynajmniej taką aktywność, jak dotychczas – szczególnie, jeśli była aktywna. Wyniki dotychczasowych badań sugerują, że systematyczna aktywność ruchowa poprawia samopoczucie ciężarnej, podnosi wydolność organizmu, przygotowuje ciało do porodu. Dolegliwości charakterystyczne dla okresu ciąży są mniejsze lub w ogóle nie występują (a są to m.in. mdłości, wymioty, zgaga, zaparcia, wzdęcia i bóle brzucha, duszności, skurcze łydek, obrzęki kończyn, bóle pleców, miednicy, żylaki), a gdyby było tego mało, to jeszcze wzrasta przemiana materii organizmu kobiety, więc zminimalizowane jest ryzyko odkładania się tkanki tłuszczowej. To temat rzeka, ale wspomniane korzyści to przysłowiowy wierzchołek góry lodowej. Czego chcieć więcej!
A opowiesz Magda jak to było ze zgłoszeniem Ciebie na konkurs Miss Biegania, który był organizowany przez jeden z popularnych portali biegowych?
Konkurs na Miss Biegania to była dość niespodziewana spontaniczność, ponieważ zgłosiła mnie moja koleżanka z Niemiec – kibicuje mi od dawna we wszystkich osiągnięciach. Kiedy znajomi zaczęli mówić mi, że zagłosowali na mnie, byłam w szoku – jak wiele osób w jakimś stopniu inspiruję. Oczywiście nie zależało mi na wygranej, ale czuję się już życiowo spełniona. Wiem, że dla kilku osób jestem przykładem, jak mimo różnych przeciwności brnę przez życie z uporem i że chcieliby się tego ode mnie nauczyć. To dla mnie bardzo ważne słowa – dlatego wiem, że moje treningi przynoszą nie tylko sukcesy biegowe.
Co to takiego jest w ogóle w aktywności fizycznej, że ona tak wciąga i uzależnia?
Ze swojego życia zauważyłam, że aktywność fizyczna uzależnia, ponieważ oddziałuje na wiele aspektów – fizycznych, psychicznych i społecznych. Sport daje zdrowe ciało, dzięki któremu łatwiej nam żyć na co dzień oraz znane wszystkim endorfiny, dzięki którym czujemy przyjemność i satysfakcję z ruchu. Wpływa na oczyszczenie głowy, pozwala poukładać wiele rzeczy i znaleźć rozwiązania na problemy, które wydawałyby się być nie do rozwiązania. W końcu sport łączy ludzi. Wiele wartościowych osób poznałam dzięki aktywności fizycznej. To chyba jedyny narkotyk, który oddziałuje pozytywnie na nasze życie we wszystkich trzech wymiarach. Jest rozwiązaniem na wszystko.
Maciej Gach