Podobno prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie. Na początku sezonu Arkę bez wątpienia dosięgnęła bieda, tyle że punktowa. Jednak o podaniu przyjacielskiej ręki w „meczu przyjaźni” pomiędzy Cracovią i Arką nie było mowy. Podopieczni Jacka Zielińskiego po bardzo słabym meczu przegrali w Krakowie 1:3 i coraz bardziej osiadają na dnie tabeli PKO Ekstraklasy.
Sytuacja Arki Gdynia przed 6. kolejką Lotto Ekstraklasy nie była kolorowa. 15. miejsce w tabeli, dwa punkty na koncie, jeden gol strzelony, osiem straconych. Z jednej strony do widma spadku wciąż jeszcze daleko, ale z drugiej? Kolejny sezon drżenia do ostatniej kolejki o utrzymanie na pewno nie posłuży ani piłkarzom, ani wszystkim kibicom żółto-niebieskich. Światełkiem w tunelu na lepsze jutro i rozpoczęcie marszu w górę tabeli miał być remis z rozpędzonym Lechem i sobotni mecz przyjaźni z Cracovią. Arka była, jest i będzie jeszcze przez jakiś czas w potrzebie. A kto miałby w niej pomóc jak nie przyjaciel?
PRZYJACIELSKI POCZĄTEK
Przed meczem trener Jacek Zieliński zapewniał, że mimo iż na trybunach zapanuje przyjacielska atmosfera, to na boisku sentymentów nie będzie. Początek meczu wskazywał jednak na zupełnie co innego. Tempo, w jakim zaczęły grać oba zespoły przypominało raczej przyjacielski sparing, który zakończy się piknikiem, niż walkę o ligowe punkty. Zarówno Cracovia, jak i Arka grały wolno, asekuracyjnie, tak jakby jedni i drudzy nie chcieli skrzywdzić siebie nawzajem. Niby optyczną przewagę mieli gospodarze, niby stwarzali sobie więcej sytuacji, ale co z tego jak strzały piłkarzy „Pasów” były tak anemiczne, że Pavels Steinbors obroniłby je nawet na leżąco. Z kolei podopieczni Jacka Zielińskiego wyglądali na takich, którzy kultywują zasadę „skoro nie możemy wygrać, to chociaż nie przegrajmy”. Tylko co z tego „przyjacielskiego” gestu, jak policzek w twarz sprzedała Cracovia.
KONIEC SENTYMENTÓW W 30 MINUCIE
Jeśli można powiedzieć, że w pierwszej połowie dało się znaleźć coś pozytywnego w tym meczu, to tylko po stronie gospodarzy. Przyzwoicie wyglądała współpraca na prawej stronie Cracovii. Rapa z Hancą grali tak, jakby znali się od lat i raz po raz nękali grającego na nieswojej pozycji Helstrupa. Dużą burę od Jacka Zielińskiego powinien zebrać młody Mateusz Młyński, który niespecjalnie wracał się do obrony, żeby pomóc starszemu koledze. Koniec końców Cracovia, co prawda dość nieśmiało, ostatecznie skończyła z sentymentami i otworzyła wynik spotkania. A jakże… po dośrodkowaniu z prawej strony boiska. Jednak dzieła nie dopełnili dwaj Rumuni, ale krakowski „Pelle” z Rafaelem Lopesem. Holender dobrym, płaskim podaniem zagrał do Portugalczyka, a były piłkarz Boavisty nie miał najmniejszych problemów z pokonaniem bezradnego Pavelsa Steinborsa. Tuż przed przerwą, gospodarze jeszcze podwyższyli wynik spotkania. Po dość dyskusyjnym faulu Dei na Dytiatjewie sędzia odgwizdał rzut karny dla gospodarzy, do jedenastki podszedł Hanca i choć jego intencje strzeleckie wyczuł Pavels Steinbors, to uderzenie Rumuna było zbyt precyzyjne, żeby Łotysz mógł je obronić.
BEZ PASJI, POLOTU I CHĘCI
Po utracie drugiej bramki z piłkarzy Arki wyraźnie zeszło powietrze. Nawet przerwa w szatni niewiele dała. Na twarzach podopiecznych Jacka Zielińskiego było widać zrezygnowanie, bezradność. Brakowało zadziorności, nieustępliwości, którą jeszcze przed tygodniem prezentowali z Lechem Poznań. O pasji, polocie, czy czerpaniu radości z gry nawet nie wypada wspominać, bo jej po prostu nie było. Cracovia już nic nie musiała, ale to dalej piłkarze Michała Probierza mieli więcej okazji niż goście z Gdyni. Co prawda starał się Michał Nalepa, tradycyjnie na wysokości zadania stawał Pavels Steinbors, ale to by było na tyle.
CZY SERRARENS TRAFI W BRAMKĘ?
Transfer Fabiana Serrarensa zapowiadał się naprawdę solidnie. Wydawało się, że wzorem Marko Vejinovicia będzie znaczącym wzmocnieniem Arki w nadchodzącym sezonie, ale im dalej w las, tym pojawiają się coraz większe wątpliwości, czy Holender rzeczywiście grał, a nawet strzelał w Eredivisie. Konia z rzędem temu, kto wskaże jakikolwiek celny strzał na bramkę, odkąd Serrarens występuje na polskich boiskach. Z Cracovią nawet mając jedną, zdaje się w miarę prostą sytuację, napastnik żółto-niebieskich, o ile tak go można jeszcze nazywać, strzelał Panu Bogu w okno.
UMIESZ LICZYĆ? LICZ NA SIEBIE
Gdy wydawało się, że w drugiej połowie kibice przy ul. Kałuży bramek już nie zobaczą, tuż przed 90 minutą spotkania kolejny cios wyprowadziła Cracovia. W roli głównej znowu wystąpił Rapa, który idealnie dośrodkował na głowę Pellego, a ten będąc ustawionym tyłem do bramki, ładnym strzałem głową umieścił piłkę w siatce. W doliczonym czasie gry bramkę na otarcie łez strzelił jeszcze wprowadzony po przerwie Skhirtladze, ale na jakiekolwiek myśli o dobrym wyniku było już za późno. Po przegranej w Krakowie Arka coraz bardziej szoruje po dnie tabeli. W zespole wyraźnie brakuje wiary, woli walki, które do niedawna charakteryzowały gdyński zespół. Przed trenerem Jackiem Zielińskim twardy orzech do zgryzienia. Po pierwsze będzie musiał podnieść swoich piłkarzy mentalnie, bo z każdym takim kolejnym meczem będzie tylko ciężej.
Cracovia Kraków – Arka Gdynia 3:1 (2:0)
Bramki: 30′ R. Lopes, 45 +3′ S. Hanca, 90′ P.V. Amersfoort, 90 + 2′ D. Skhirtladze
Cracovia: M. Pesković – C. Rapa, O. Dytiatiev, D. Jablonsky, D. Ferrareso – M. Dimun, S. Lusiusz (80′ D. Pik) – S. Hanca, P.V. Amersfoort, F. Piszczek (70′ B. Cecaric) – R. Lopes (88′ Rubio)
Arka: P. Steinbors – M. Olczuk, C. Maghoma, A. Danch, F. Helstrup – A. Deja, M. Nalepa – M. Młyński (64′ J. Łoś), M. Budziński (46′ D. Skhirtladze), M. Jankowski – F. Serrarens (79′ R. Siemaszko)