Lechia znów stanęła przed szansą zdobycia pozycji lidera i znów z tej sposobności nie skorzystała. Błędy środkowych obrońców – Augustyna w obronie i Malocy w ataku przesądziły, że to „Miedziowi” wywożą z Gdańska trzy punkty. Spotkanie zakończyło się wynikiem 1:2, choć okazji do napisania innej historii Lechiści mieli co nie miara.
ORANJE PO LUBIŃSKU
Trener Zagłębia w wywiadzie dla Przeglądu Sportowego opowiadał, że jego zespół ma grać piłkę w stylu holenderskim i jego zawodnicy chyba drobiazgowo wzięli sobie to do serca. W sobotę nie tylko kolor strojów się zgadzał. Ajax Amsterdam w Lidze Mistrzów mocno nacisnął w środę gospodarzy z Valencii, strzelając gola w 8 minucie. W tym samym momencie spotkania padł gol w sobotę w Gdańsku.
Zanim więc kibice zdążyli wziąć pierwszy łyk kawy, a zawodnicy obu zespołów porządnie rozgrzać mięśnie, było 0:1. Świecką tradycją Błażeja Augustyna jest zaliczyć w sezonie jeden gol samobójczy. Tak było w dwóch poprzednich rozgrywkach, tak jest i teraz. Kibice Lechii chcą więc liczyć, że niechlubny bilans wyczerpał się na Zagłębiu Lubin. Winić przesadnie stopera Lechii nie wypada, bo przy próbie zablokowania piłki wślizgiem ta nabrała dziwnej paraboli, przemykając za kołnierzem Kuciaka wprost do bramki.
FRUSTRACJA
Niemoc frustrowała Lechistów. Głupią żółtą kartkę jeszcze w początkowym fragmencie meczu złapał Artur Sobiech, a nerwy udzielały się także choćby Danielowi Łukasikowi, który po gwizdku sędziego bezmyślnie kopnął piłkę w bandy reklamowe.
Lechii nie można odmówić prób – blisko byli Sobiech (sędzia trafienia nie uznał), Kubicki oraz Peszko, którego rajd z 41 minuty jest szczególnym dla piłkarskiej Ekstraklasy rarytasem. Skrzydłowy pomknął z piłką w środkowej strefie boiska, minął dwóch rywali, a gdy tylko pozostało mu zrobić najprostsze z tej sekwencji, czyli strzelić obok Hładuna i do bramki, to zrobił odwrotnie, bo trafił w bramkarza „Miedziowych”. Potwierdzało się jednak to, co mówił Radiu Gdańsk kilka tygodni wcześniej, diagnozując swoje wcześniejsze trafienia: „nie zastanawiać się wiele, ruszyć na bramkę i strzelać”. I tak zrobił.
Walkę o uznanie trenera mógł wygrać Mario Maloca. Bo jeśli nie grasz w sezonie w ogóle i wchodzisz dopiero korzystając z nieszczęścia kolegi, to musisz czymś się wyróżnić. Maloca swoją weryfikację miał w 34 minucie. Udanie zamykał na dłuższym słupku dośrodkowanie Żarko Udovicicia. Od bramki dzieliła go pewnie mniejsza odległość niż pomiędzy myszką a klawiaturą na biurku, a mimo to fatalnie skiksował.
BOHAR – SNAJPER WYBOROWY
Przyjęcie, przegląd pola, umiejętność „znalezienia się” w sytuacji bramkowej i wykończenie. To wszystko zaprezentował pomocnik Zagłębia Damjan Bohar. Że jest nietuzinkowym jak na polskie warunki graczem, wiedziano nim zdążył dla „Miedziowych” kopnąć piłkę. W końcu występy w Lidze Mistrzów w barwach Mariboru nie biorą się z przypadku. Ale ile już takich bohaterów do Polski przybywało, by potem zaprezentować nie igrzyska, a kiepskiej jakości cyrk? Wielu. W przypadku Słoweńca ta reguła nie miała zastosowania. Trafił przeciwko Wiśle Płock, dwukrotnie dołożył gole ŁKS-owi, a teraz zdobył także bramkę w Gdańsku.
STRACH PRZED LIDEREM
Lechia znów mogła być liderem i znów stając przed wyzwaniem okiełznania tej pozycji, dezerteruje. Nie pomogła ani porażka Pogoni, ani wyborna sytuacja pod koniec meczu, kiedy kolejno próbowali Flavio, Sobiech i Lipski. Jest coś osobliwego w tych szansach, że zarówno Śląsk, Pogoń jak i Lechia w tym sezonie, seriami nie wykorzystywały słabości rywali, by osiągnąć pozycję lidera. Gdańszczanie pozostają na trzecim miejscu w tabeli.
11. kolejka PKO Ekstraklasy: Lechia Gdańsk – Zagłębie Lubin ( Sobiech 67′; Augustyn 9’ sam. , 63’ Bohar)
Skład Lechii: Kuciak – Fila, Maloca (76′ Lipski), Augustyn, Udovicić – Łukasik, Kubicki, Gajos – Haraslin (65′ Paixao), Sobiech, Peszko (65′ Wolski)
Skład Zagłębia: Hładun – Czerwiński, Kopacz, Guldan, Oko – Slisz, Tosik – Żivec, Starzyński, Bohar – Szysz (59′ Suljic)
Paweł Kątnik