I zdarzył się cud. Koszykarze Trefla w pięć minut odrobili 19-punktową stratę i wygrali we Włocławku z Anwilem

Koszykarze Trefla w 35. minucie meczu z Anwilem przegrywali różnicą 19 pkt. Po znakomitych kontrach wykończonych przez Łukasza Kolendę jako pierwsi w tym sezonie pokonali mistrza Polski, na dodatek na jego terenie.

Pierwsza kwarta była wyrównana. Efektownymi akcjami popisywał się Nana Foulland, a Paweł Leończyk potwierdzał bardzo dobrą dyspozycję. Łukasz Kolenda dobrze dogrywał do partnerów, acz nie potrafił się wstrzelić i pudłował bez opamiętania. Pierwszą kwartę Anwil wygrał tylko 24:18.

Jeden z lepszych meczów rozgrywał w Anwilu Tony Wroten, który do przerwy zdobył 14 pkt ale jeszcze nie przeczuwał. że zepsuje akcję „meczową”. Z dobrej strony po kontuzji i rekonwalescencji pokazywał się Szymon Szewczyk, co bardzo przydało się gospodarzom wobec mocy prezentowanej przez wysokich graczy z Sopotu.

Drugą kwartę Anwil wygrał 29:19 i po pierwszej połowie bezpiecznie prowadził 53:37. O 16-punktowej przewadze zdecydowała w pierwszej kolejności skuteczność. Z gry sopocianie trafiali tylko 50 proc. rzutów i tylko 3 z 16 prób za „3” zakończyły się powodzeniem. Dla porównania Anwil wykorzystał 6 z 9 „trójek”.

STATUS QUO W 3. KWARCIE

Po przerwie sytuacja nie uległa zmianie. Anwil kontrolował przebieg gry. Trefl grał jednak cierpliwie. Po akcji Camerona Ayersa, w 27. minucie strata zmalała do zaledwie 9 pkt. To był sygnał zmiany stanu skupienia gospodarzy i niespodziewanego rozkojarzenia gości. Jakub Karolak i Chris Dowe po chwili „wyprostowali” korzystny dla Anwilu wynik.

W trzeciej kwarcie byliśmy świadkami chaosu, brzydkich fauli i nieskutecznych zagrań po obu stronach. Najbardziej spektakularne zdarzenie miało miejsce w ostatniej minucie, gdy po przypadkowym zagraniu piłka trafiła w twarz Marcina Stefańskiego. Trener Trefla, mimo iż karierę zawodniczą już zakończył, zachował się jak zwykle – jak twardziel.

Kwarta dla Trefla 22:20, ale do odrobienia wciąż pozostawało aż 14 punktów, a do końca pozostawało tylko 10 minut.

I ZDARZYŁ SIĘ CUD

Czwartą kwartę Anwil zaczął od „trójki” Karolaka. Lukasz Kolenda nie trafił i trzeba było wrócić bliżej kosza, bo tam jak zwykle gorzej czuł się Foulland. Po chwili nie było już dokąd wracać, bo w 32. minucie podkoszowy Trefla opuścił parkiet po pięciu faulach. W tym momencie prawdopodobieństwo odrobienia strat zmalało do minimum.

Po „trójce” Mikołaja Kurpisza i podkoszowej akcji Leończyka w 37. minucie Trefl przegrywał już tylko 73:82 i nadzieja wróciła.

Po trzech kontrach wykończonych przez Łukasza Kolendę, tej ostatniej z faulem, na 78 sekund przed końcową syreną Trefl przegrywał tylko 82:84.

Pudło Dowe’a i Kurpisza z dystansu. Faulowany Łukasz Kolenda wykorzystuje dwa wolne i jest REMIS. Piłka dla Anwilu – do końca meczu 28 sekund. Po stracie Wrotena piłkę przejęli goście, udaje się wyjść z kontrą. Na półtorej sekundy przed końcową syreną Lukasz Kolenda faulowany niesportowo. Wystarczyło trafić jeden wolny. Dotychczas trafił wszystkie… Trafił oba i Trefl wygrał w Hali Mistrzów 86:84.

Anwil Włocławek – Trefl Sopot 84:86 (24:18, 29:19, 20:22, 11:27).

Punkty:

Anwil Włocławek: Tony Wroten 16, Chris Dowe 14, Michał Sokołowski 13, Jakub Karolak 10, Rolands Freimanis 9, Krzysztof Sulima 7, Chase Simon 6, Szymon Szewczyk 5, Milan Milovanovic 4.

Trefl Sopot: Paweł Leończyk 19, Nana Foulland 18, Łukasz Kolenda 16, Cameron Ayers 13, Carlos Medlock 8, Michał Kolenda 5, Mikołaj Kurpisz 4, Witalij Kowalenko 3, Karol Kamiński 0

Włodzimierz Machnikowski/mrud

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj