Aaron Głowacki jest adeptem sztuki trenerskiej i dziennikarskiej. Zanim zostanie selekcjonerem reprezentacji albo trenerem drużyny ligowej, obserwuje, uczestniczy w procesach szkoleniowych i wyciąga wnioski. Swoje doświadczenia i przemyślenia zawarł w opowiadaniu „Trening Adasia”.
Adaś, utalentowany dziewięciolatek, znalazł nową pasję – wymarzył sobie, że zostanie mistrzem gry na pianinie. Po długich namowach udało mu się uprosić rodziców, by zapisali go do szkoły muzycznej. Chłopiec z niecierpliwością oczekiwał pierwszych zajęć. Do tej pory pianino widział jedynie w internecie. Nie mógł się doczekać chwili, gdy zasiądzie przed instrumentem i położy swoje dłonie na klawiszach. Wreszcie nadszedł dzień pierwszej lekcji. Adaś wbiegł do sali, rzucił niedbałe „dzień dobry” i zasiadł przy pianinie. Jakże ogromne było jego zdziwienie, gdy nauczyciel zbeształ go za to zachowanie i kazał mu usiąść w najbardziej oddalonej od instrumentu ławce. Zasmucone dziecko zaczęło notować słowa prowadzącego, który beznamiętnym tonem wykładał teorię gry na pianinie. Entuzjazm Adasia słabł z każdą minutą, jednak nie dawał tego po sobie poznać – pamiętał o groźnych słowach taty, który wymarzył sobie, że jego syn dorówna mistrzom.
Ku jego rozczarowaniu, kolejne zajęcia niczym nie różniły się od poprzednich. Co więcej, nauczyciel spóźnił się dziesięć minut, zapomniał zeszytu ze swoimi notatkami, a później wyładowywał na nim swoją irytację. Pytanie o możliwość zagrania kilku nutek na pianinie zbył machnięciem ręki i lekceważącym spojrzeniem.
Teoria gry na pianinie trwała szesnaście godzin. Po czterech tygodniach zajęć instruktor obwieścił, że kolejne spotkanie rozpocznie się od ćwiczeń praktycznych, co niesamowicie ucieszyło Adasia. Przez trzy dni, poprzedzające kolejną lekcję, z zapartym tchem wkuwał teorię. Chciał bowiem wypaść jak najlepiej i zaskoczyć nauczyciela swoją wiedzą. W końcu nadszedł wielki dzień, rozpoczęły się zajęcia, a uczeń zasiadł przed instrumentem. Ze zdziwieniem zauważył, że pianino
nie wygląda tak, jak powinno – miał do wyboru tylko siedem, a nie sześćdziesiąt jeden klawiszy. Zaintrygowany chłopiec zamknął oczy, wziął głęboki oddech i po raz pierwszy w życiu spod jego palców wypłynęły dźwięki. Początkową ekscytację zabił jednak prowadzący, który okrzyczał chłopca. Zasmucony adept dowiedział się, że nauczyciel chce, by ten powtarzał jego monotonne ruchy, broń Boże nie próbując innych kombinacji dźwięków. Lekcje pianina były od tej pory prawdziwą mordęgą. Adaś nie rozumiał stawianych mu ograniczeń. Po kilku kolejnych lekcjach dziecko zrezygnowało z zajęć. Odechciało mu się grać na pianinie, miał dość wkuwania teorii. Poprosił rodziców, by ci wypisali go ze szkółki.
OGRANICZENIA. POLECENIA. KOMENDY
Dwa dni temu oniemiałem. Kolega, będący trenerem w akademii piłkarskiej, podesłał mi nagranie spotkania dwóch akademii – Junior Football Academy i Lecha Poznań. Na boisku maluchy – orliki, czyli dziesięciolatkowie. Na ławce trenerskiej oszołom. „Przesuwaj, odbuduj”, „To nie ta strefa, Maciek”, „Po co oni przesuwają w poziomie, jak ty nie
zamykasz strefy sześć/jedenaście?”, „Wystarczy, że raz nie przesuniesz i mają przewagę”. Znaczenia niektórych tych słów nie znają dorośli, co dopiero dzieci. Dziesięciolatkowie.
Szkolenie w polskiej piłce to temat rzeka. O poprawę stanu rzeczy walczą dziennikarze, raz po raz krytykując działania niektórych szkółek. Walczy PZPN, próbując ujednolicić system szkolenia. Walczą w końcu trenerzy, zwracając uwagę na patologiczną pracę sąsiada. Obserwując to, co dzieje się w niektórych szkółkach piłkarskich mam wrażenie, że naszą ambicją jest wychowanie piłkarskich robotów. Zawodników rodem z gry komputerowej, którzy poruszają się wedle określonego przez trenera schematu. Szkoleniowcy zachowują się niczym e-sportowcy, przy linii bocznej boiska sterując swoimi podopiecznymi za pomocą drążka na padzie. Radość dziecka z możliwości podjęcia samodzielnej decyzji jest zabijana ciągłym strofowaniem, negowaniem i podsuwaniem gotowych rozwiązań. Uśmiech na twarzy dziecka znika, a początkowa pasja przekształca się presję, którą wytwarzamy my, trenerzy.
Nie ograniczajmy dzieci. Pozwalajmy im popełniać błędy. Pomagajmy im wyciągać wnioski z porażek. Pielęgnujmy uśmiech, który stwarza najlepsze warunki do rozwoju. Naprowadzajmy zawodników pytaniami, by sami znaleźli najlepsze rozwiązanie. Zachęcajmy do odważnej, pełnej dziecięcej pasji gry. Zamiast krytykować i oceniać wszystkich wokół, spójrzmy najpierw na siebie, oceńmy i zmieńmy swoje zachowanie na treningach i meczach. W przeciwnym razie nasze akademie piłkarskie pełne będą sfrustrowanych, ograniczonych i smutnych Adasiów, którym odbierana jest najpiękniejsza
rzecz wynikająca z piłki – radość.
Aron Głowacki – trener w Akademii Piłkarskiej Gdańsk,
student III roku dziennikarstwa i komunikacji społecznej
na Uniwersytecie Gdańskim