Jedziemy do Gliwic i nie ma zmiłuj, trzeba punktować – mówił przed meczem z Piastem Damian Zbozień. Nie udało się – Arka w 29. minucie straciła bramkę, nie umiała odpowiedzieć niczym konkretnym przez kolejne 60 minut i wraca do domu bez punktów.
Gdynianie w umiarkowanych nastrojach pojechali do Gliwic. Z jednej strony nie przegrali ostatnich dwóch meczów i wciaż w pamięci mięli okoliczności zwycięstwa z Rakowem. Z drugiej w ich głowach na pewno siedziały demony ostatnich minut przeciwko ŁKS-owi i wypuszczone dwa punkty.
NIE MA EGZEKUTORÓW
Od pierwszego gwizdka nie było już umiarkowania. Było po prostu źle. Nie tylko dlatego, że wreszcie wiosną przebudził się Parzyszek i Piast prowadził od 30 minuty. Nie tylko też dlatego, że gdynianie nie potrafili wykreować niczego z przodu, mając aż 60 minut na zmianę losów. Źle było, bo nie było wykonawców. Fabian Serrarens zagrał w Arce już 14 meczów, a mimo to wciąż tylko raz zamienił swoją grę na gola. Potrzeba anielskiej cierpliwości, by wciąż wierzyć w Holendra i wystawiać go w pierwszym składzie.
Bagaż jednego gola jest najmniejszym wymiarem kary. Drużyna Waldemara Fornalika bezkarnie przedostawała się pod bramkę Arki. Zaproszenia do strzałów ochoczo przyjmowali Konczkowski, Felix i Kirkeskov. Drużyna Rogicia odpowiedziała na to zaledwie… jednym celnym strzałem, ale Mihajlović przeniósł piłkę wysoko ponad bramkę.
KONKURENCJA NIE ŚPI
Wisła Kraków nie pozostawia nic losowi i szczęściu, wygrała Derby Krakowa, seryjnie zwycięża w lidze i z zespołu, który był głównym kandydatem do spadku, jest teraz głównym kandydatem do utrzymania. Górnik Zabrze tak efektowny nie jest, ale bezpośrednie starcie z Arką zakończył zwycięsko. A Arka? Kolejny raz wychodzi na plac w odcieniach szarości, kolejny raz gubi komplet punktów i próżno szukać pozytywów, bo nawet dyspozycja Steinborsa utrzymania gdynianom w lidze nie zapewni.