Wehikuł czasu znowu przenosi nas do 2017 roku. Arka ponownie walczy o utrzymanie, ale teraz nie wszystko zależy od niej. Wtedy zależało. Miała tylko wygrać na wyjeździe z Zagłębiem Lubin w ostatniej kolejce i wygrała. Tamten mecz często wspominany jest w rywalizacji obu zespołów. Nie tylko dlatego, że wiele od niego zależało i nie tylko dlatego że była to ostatnia kolejka ligowa. Kibice – nazwijmy ich, mniej związanymi emocjonalnie z Arką – sugerowali, że Zagłębie Lubin przeszło obok meczu, nie przeszkadzając Arce w utrzymaniu ligowego bytu.
Za ręce nikt nikogo nie złapał, ale odtwarzać tamten mecz można do woli. Szczególnie gola na 2:0 dla Arki. Jończy nie był przesadnie zainteresowany zablokowaniem dośrodkowania Szwocha, a Jach nieszczególnie zatrzymał Formellę. Arka wygrała, utrzymała się i ta sztuka udawała się przez kolejne dwa sezony. Obrazki biernej postawy obrońców – choć kontrowersyjne i dające pole do interpretacji – nie zdarzyły się w polskiej lidze po raz pierwszy i to nie tylko w przypadku meczów zaprzyjaźnionych drużyn.
GRZECHY ARKI
Teraz będzie inaczej, teraz trzeba gonić i nie wszystko zależy od gdynian. Na diagnozy pewnie jeszcze przyjdzie czas, ale te także nietrudno zdefiniować. Czterech trenerów w jednym sezonie, zmiany właścicielskie i na szczeblu kierowniczym w klubie, oraz chybotliwa do pewnego momentu kondycja finansowa spowodowały, że szczęście się odwróciło. A i sportowo nieco się popsuło. Ten mecz z Zagłębiem z 2017 roku jest symboliczny. W ataku biegał szalenie zmotywowany Rafał Siemaszko, autor zresztą bramki na 1:0. Obok siebie miał żądła, które potrafiły kąsać: Szwoch, Marcjanik i Formella regularnie interesowali silniejsze zespoły swoimi usługami, a sam Siemaszko wówczas był jeszcze pełnoprawnym ligowcem i wzmocnieniem składu.
TYLKO KRYZYS
Dziś w Arce istnieje tylko kryzys. Czas dookoła płynie, a w Gdyni jakby się zatrzymał. Jego metaforą są Siemaszko, Zbozień i Marciniak – zasłużeni dla klubu, ale coraz bardziej nie przystający do gry o poważne cele w Ekstraklasie. Najważniejszy moment na zmiany przespano, a płakanie nad rozlanym mlekiem nic nie daje. To, co Arka może jeszcze zrobić, to zwarcie szyków, zaciśnięcie zębów i próba wywalczenia czegoś charakterem. I tego niestety wymagać można co najwyżej od wieloletnich, wymienionych wyżej Arkowców. Sezonowi najemnicy, poza Marko Vejinoviciem, nie spełniają żadnych wymogów.
BEZPOŚREDNIO O UTRZYMANIE
Nie ma też co liczyć na hojność rywali. Wielce prawdopodobne, że zdegradowany ŁKS, do końca sezonu będzie tylko łatwym dostarczycielem punktów, a to tylko odbiera Arce pole manewru. By się utrzymać, potrzebne będzie także udowodnienie wyższości w pojedynkach bezpośrednich – z Koroną i Wisłą Kraków, co przy obecnym stylu gry nie będzie zadaniem łatwym.
Pierwszy kroczek może być w miarę łatwy: pokonać Zagłębie, które utrzymanie ma w kieszeni, a przeciwko Arce miewało już słabsze dni. Schody zaczną się naprzeciw Białej Gwiazdy i Koroniarzy. Bo tam są indywidualności – Błaszczykowski i Forsell i trochę więcej stylu niż w gdyńskiej drużynie. Ale najpierw trzeba pomóc szczęściu i rozprawić się z Miedziowymi. I choć pozory mówią, że będzie łatwo, to jednak sporo zależeć będzie od chęci i dyspozycji dnia drużyny z Dolnego Śląska.