Jesteś tak dobry, jak twój ostatni mecz. Maksyma stara jak świat, ale zawsze aktualna. Arce zapomniano fatalny styl, słabych wykonawców i złą sytuację w tabeli, bo wreszcie potrafiła zagrać ładnie, z zębem i ambicjami.
Wniosek to najogólniejszy, ale i najsłuszniejszy. Że potrafią nie tylko Michał Nalepa i Pavels Steinbors, ale umieją także Fabian Serrarens i Maciej Jankowski. I było to widać od pierwszej minuty, konsekwentnie przez całą pierwszą połowę.
To, co nie udało się gdynianom przez ostatnie trzy mecze, wykonano w 45 minut. Piłka krążyła szybko, odgrywano ją na jeden kontakt i nikogo nie trzeba było przekonywać, że taka gra popłaca i stwarza okazje. A za tym idą gole, za nimi zaś większa pewność siebie. Efekt łańcucha.
OBUDZILI SIĘ
Tak też działo się pod polem karnym Zagłębia. Pół sytuacji Oskara Zawady wystarczyło do karnego, wykorzystanego przez Nalepę. Kolejne odbiory przyczyniły się zaś do podwyższenia na 2:0. A to wszystko dzięki wybieganiu – 60 kilometrów w ciągu 45 minut to jeden z najlepszych wyników w lidze, który należało utrzymać po przerwie. Jak i koncentrację, bo jej brak pozwolił Zagłębiu zmniejszyć rozmiary strat tuż przed gwizdkiem kończącym połowę.
MECZ ARKI = VAROWE EMOCJE
Tradycji musi stać się zadość. Co mecz Arki, to historie z VAR-em. Najpierw jeszcze z pierwszej odsłony, kiedy pozwoliła gdynianom otworzyć wynik. Później jednak wideoweryfikacja zabrała Arce gola na 3:1, bo slow motion wykazało nadepnięcie Zawady na stopę rywala. Swoją drogą ciekawa byłaby statystyka, z jaką częstotliwością w tym sezonie, sytuacje z udziałem Arkowców kwalifikowały się do zajrzenia do monitora? Z pewnością klub znad morza przewodziłby całej lidze.
ZAGŁĘBIE NIE POMOGŁO
Zapowiadając ten mecz, przypominaliśmy to, co działo się w ostatniej kolejce sezonu 2016/17. Piłkarska Polska była oburzona brakiem zaangażowania Miedziowych, którzy nieszczególnie postawili się walczącej o utrzymanie Arce. Trzy lata później tego problemu nie było. Lubinianie przyjechali po zwycięstwo, złudzeń i pól do interpretacji nie zostawili. Co więc powinno cieszyć Arkę, to że zwyciężyła w pełni uczciwie, będąc lepsza od zespołu komplementowanego ostatnimi czasy przez ligowych ekspertów. Wreszcie też obudzili się zawodnicy ofensywni – Maciej Jankowski zaliczył bramkowy dublet, a krytykowany nieustannie Serrarens, dołożył asystę.
Produktywność Arki wymownie opisywała też aktywność Ireneusza Mamrota, który tak bardzo był zadowolony z postawy zawodników, że do 80. minuty, nawet nie zerknął w kierunku zmienników. Dopiero w ostatnich minutach wypuścił Antonika i da Silvę z zadaniami utrzymania korzystnego wyniku. Trudno zresztą mu się dziwić. Marciniak dał najwięcej od powrotu po pandemicznej przerwie, Nalepa wrócił do dyspozycji z pierwszej części sezonu, a Serrarens poza asystą zwyczajnie nie przeszkadzał.
IDEALNY TIMING
Świetna dyspozycja i pokłady charakteru zstąpiły na Arkę w idealnym momencie, w czasie kiedy brak zwycięstwa definitywnie odebrałby argumenty w walce o utrzymanie. Do tego los również był łaskawy – Raków okazał się lepszy od Korony i to zespół z Kielc jest teraz w znacznie gorszym położeniu od drużyny Mamrota. Jeśli jeszcze Wisła Kraków dorzuci się do puli i nie wygra z Wisłą Płock, fatalna sytuacja momentalnie zamieni się w „realną do opanowania”.
32. kolejka PKO Ekstraklasy: Arka Gdynia – Zagłębie Lubin 3:2 (2:1) Nalepa (k) 22’, Jankowski 42’, Jankowski 69’; Białek 45+2, Drazić 66’
Arka: Staniszewski – Zbozień, Danch, Marić, Marciniak (k) – Nalepa, Kopczyński – Jankowski, Serrarens (Marcus 83′), Młyński (Antonik 88′) – Zawada
Zagłębie: Hładun – Czerwiński, Kopacz, Jończy, Tosik – Poręba – Żivec (Szysz 85′), Starzyński, Drazic, Bohar – Białek.
Paweł Kątnik