Fatalna postawa obrony w drugiej połowie, niewidoczny atak i bezproduktywni zmiennicy – to główne przyczyny porażki Lechii z Cracovią 0:3. Wynik boli tym mocniej, bo zwycięstwo dałoby powiew podium, szans na wicemistrzostwo i jeszcze lepszy wynik niż przed rokiem. A tak Probierz znowu przechytrzył Stokowca, a Lechii pozostaje walka o Puchar Polski. PROBIERZ ODCZYTYWAŁ PO MISTRZOWSKU
Powiedzieć, że Cracovia nie jest zespołem, z którym Lechii gra się łatwo, to nic nie powiedzieć. Napisać, że ma patent, to jakby nie dopowiedzieć najważniejszego. Michał Probierz skutecznie rozbraja Lechię od ponad półtora roku, do tego stopnia, że przed rokiem zabrał jej marzenia o tytule mistrzowskim. Potrafił neutralizować wszystkie jej atuty, jednocześnie uwypuklając zalety swojego zespołu. Mijały miesiące, a on nadal wygrywał – wiosną 2019 dwukrotnie, jesienią 2019 ponownie, a na dokładkę zabrał Lechii punkty także przed miesiącem. Kiedy więc Pasy zaczęły z impetem, a van Amersfort bliski był zdobycia gola już na początku meczu, rzeczywistość wydawała się niezmienna. Szczęśliwie jednak, to była tylko impresja chwili. Po kilkunastu minutach gdański zespół odzyskał wigor. Może nie na tyle, by zachwycać i masowo strzelać gole, ale żeby prowadzić piłkę i grać na własnych zasadach, już tak.
DRAMATYCZNA POŁOWA
I co z tego – można by rzec. Wystarczyło kilka minut rozeznania w drugiej połowie i Cracovia wróciła do dobrze znanych sobie obyczajów. Zaspała gdańska obrona, wykorzystał to napastnik Cracovii Lopez, zdobywając czwartego gola w czterech ostatnich meczach. A był to gol komiczny – Portugalczyk zdążył obrócić się wokół własnej osi, zmylić trzech obrońców w biało-zielonych koszulkach i wpakować piłkę do bramki. Z trzech metrów.
ZMIANY MIAŁY DAĆ NADZIEJĘ
Stokowiec ma ławkę mocną w ujęciu ofensywnym. Kiedy nie idzie, może czuć, że za plecami dzieje się dobrze, bo są Zwoliński i Flavio, którzy potrafią zmieniać obraz gry. To wszystko daremne, bo choć zmiany istotnie wykonał, to jednak nie wniosły one absolutnie nic. Może dlatego, że Zwolińskiemu i Paixao należy wykreować sytuację, a to najlepiej umieli nieobecni już w Gdańsku Mladenović i Saief? Bo wprowadzonemu jako tego trzeciego Haydaremu przeciwko Cracovii się nie wiodło.
Czas więc płynął, punkty uciekały, a Cracovia kompletowała gole – na 2:0 podwyższył Siplak, który wcześniejsze mecze Cracovii oglądał z ławki rezerwowych. Ale nawet gracz tak daleki od snajperskich popisów, w sobotę dostał od obrony Lechii prezenty, których nie sposób było nie wykorzystać.
PODIUM UCIEKA
Brak punktów i uciekające podium to nie jest największa bolączka. Większą jest, że wydarzyło się to w tak koszmarnym stylu, bez cienia 100-procentowych szans na gole, bez aktywności zmienników i bez pomysłu na odwrócenie niekorzystnego wyniku. Podium ucieka i wszystko wskazuje na to, że siły zostaną skoncentrowane na Pucharze Polski, w którym przyjdzie się zmierzyć z bardzo nakręconym wygraną z Legią Lechem. 34. kolejka PKO Ekstraklasy: Lechia Gdańsk – Cracovia Lopez 0:2 (0:0) 53’ Lopez, 70′ Siplak, Hanca 90+3
Lechia: Kuciak – Fila, Nalepa, Maloca, Pietrzak – Lipski, Tobers, Kubicki – Mihalik (Paixao 70′), Conrado (Haydary 55′) – Ze Gomes (Zwoliński 55′)
Cracovia: Hrosso – Rapa, Helik, Jablonsky, Siplak (Wdowiak 75′)– Lusiusz (Pestka 46′) – Hanca, van Amersfort, Loshaj, Fiolic – Lopes
Paweł Kątnik