Puchar Polski dla Cracovii. Lechia w finale dwa razy prowadziła, ale po dogrywce musiała oddać trofeum

Lechia Gdańsk nie obroniła Totolotek Pucharu Polski i w przyszłym sezonie nie zagra w europejskich pucharach. Po szalonym, dramatycznym finale uległa po dogrywce Cracovii 2:3. To był bez wątpienia jeden z najlepszych, najciekawszych meczów finałowych w ostatnich latach.

Od pierwszych minut było widać, że to nie będą piłkarskie „szachy”, tylko otwarte, żywe spotkanie. Po kwadransie trudno było wskazać zespół, który przejmie inicjatywę.

Ale w 21. minucie Lechia objęła prowadzenie. Rafał Pietrzak wymienił piłkę z Flavio Paixao, ten z lewego skrzydła idealnie dośrodkował w pole karne, a futbolówkę do siatki posłał Omran Haydary.

 

 

 

W kolejnych minutach gra się zaostrzyła. Cracovia próbowała odrabiać straty, ale ich poczynania ofensywne w środkowej strefie boiska neutralizowali lechiści, posuwając się do fauli. Efektem tego były żółte kartki dla Jarosława Kubickiego i Michała Nalepy.

Później Lechia próbowała jeszcze wyprowadzać akcje, ale wynik nie uległ zmianie. Miał okazję Udovicić, zakotłowało się pod krakowską bramką po dośrodkowaniu Rafała Pietrzaka, jednak górą byli defensorzy „Pasów”.

Kilka minut po przerwie świetną szansę dla Cracovii miał David Jablonsky, ale z bliska nie był w stanie pokonać Zlatana Alomerovicia. Jeszcze gorszą informacją dla Lechii była kontuzja Rafała Pietrzaka, który świetnie radził sobie na lewej obronie i wykonywał stałe fragmenty gry. Zastąpił go Conrado.

I to właśnie Brazylijczyk mógł podwyższyć rezultat po godzinie gry. Wyszedł sam na sam z Lukasem Hrosso, ale słowacki bramkarz Cracovii wyszedł obronną ręką. Dosłownie w kolejnej akcji „Pasy” mogły wyrównać, kiedy Pelle van Amersfoort trafił w słupek.

Ale minęły kolejne cztery minuty i Holender dopiął swego. Niepilnowany w polu karnym przyjął piłkę, odwrócił się i pokonał Alomerovicia.

Kwadrans przez końcem regulaminowego czasu gry golkiper znów musiał sięgać po piłkę do siatki i serca kibiców Lechii na moment zamarły. Fatalny błąd gdańskiej defensywy wykorzystał Cornel Rapa, ale… na szczęście – patrząc z gdańskiego punktu widzenia – dotknął piłki ręką.

Jest ciepło? Gorąco zrobiło się dopiero kilka minut później. Mario Maloca był faulowany, ale dał się sprowokować i kopnął rywala bez piłki. Rozpoczęła się awantura, w której udział wzięło większość graczy obu ekip. Czerwoną kartkę obejrzał jednak tylko Maloca i w ostatnim fragmencie meczu lechiści musieli grać w osłabieniu.

Ale jaki to jest problem dla Piotra Stokowca?! Szkoleniowiec biało-zielonych zaskoczył wszystkich, wpuszczając na boisko Patryka Lipskiego. Nie minęło pięć minut, a krytykowany często pomocnik wskoczył w pole bramkowe rywali i głową z bliska wykończył akcję, wyprowadzając Lechię na ponowne prowadzenie!

Biało-zieloni nie nacieszyli się nim jednak długo. Ledwie dwie minuty później Cracovia wykonywała rzut rożny, a najwyżej ze wszystkich wyskoczył Jablonsky, doprowadzając do remisu. O triumfie w Totolotek Pucharze Polski rozstrzygnie się więc w dogrywce lub rzutach karnych.

Grająca w osłabieniu Lechia sprawiała wrażenie, jakby tylko czekała na rzuty karne. Trudno się dziwić zmęczonym gdańszczanom, ale takie podejście się zemściło. W 117. minucie Mateusz Wdowiak bez przyjęcia, niemal wślizgiem, wykończył dośrodkowanie Kamila Pestki.
 

mrud

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj