Igor ma dwóch braci i sławnego tatę, który był mistrzem Polski – najpierw jako koszykarz Prokomu Trefl Sopot, a potem jako trener Anwilu Włocławek. Mama jest Polką, tata – Chorwatem, a Igor gra w lidze niemieckiej i otrzymał ostatnio powołanie do reprezentacji Polski. O swoim barwnym koszykarskim życiu opowiedział byłemu koledze z Trefla – Dawidowi Chęciowi.
Dawid Chęć: Na co dzień reprezentujesz Ratiopharm Ulm. Jak się tam znalazłeś?
Igor Miličić: Po trzech latach spędzonych w Sopocie, wraz z rodziną zdecydowaliśmy, że poziom młodzieżowej koszykówki w Polsce nie jest wystarczający dla mnie i moich aspiracji. Byliśmy w kilku miejscach na testach, ale uznaliśmy że Ulm jest najlepsze dla mnie i moich braci, także ze względu na trenerów, nie wspominając o świetnym ośrodku treningowym wybudowanym za bodajże 27 milionów euro. To był strzał w dziesiątkę.
D.C.: Jakie są różnice w szkoleniu?
I.M.: To zupełnie dwa inne podejścia i mentalność. W Polsce wszystkie kluby po prostu chcą zdobyć Mistrzostwo Polski. Nie wiem, czy obchodzi ich rozwój zawodników. Tutaj wszyscy stawiają na szkolenie i promowanie młodzieży, by później wypuścić w świat świetnych koszykarzy, przy okazji zarabiając. Dlatego tutaj mamy o wiele lepszą pracę indywidualną, naprawdę mocno trenujemy.
D.C.: Ostatnio rozmawiałem z twoim przyjacielem Nikodemem Czoską. On powiedział, że największa różnica między naszym krajem a czołowymi nacjami w Europie to wyższy poziom i konkurencja. Zgodzisz się z tym?
I.M.: Tak, zdecydowanie, zgadzam się z Nikodemem. W ostatnim sezonie, w którym wywalczyliśmy Mistrzostwo Polski U16, mieliśmy może 5-6 spotkań z przeciwnikami, którzy stawili opór. Reszta spotkań to blow out, wygrane po 60 czy 70 punktów. Tutaj w Niemczech nie ma tak dużych różnic. Większość meczów jest bardzo zacięta.
D.C.: Twój tata – kiedyś świetny zawodnik, dziś trener w EBL. Posiadanie takiego rodzica to ułatwienie czy raczej przeszkoda?
I.M.: To jest bardzo dobre pytanie. Myślę, że jedno i drugie. Teraz, gdy nie mieszkam w Polsce, zdecydowanie ułatwienie. Zawsze mogę zadzwonić do taty z prośbą o pomoc. Jedyny problem to odległość, jaka nas dzieli. Bardzo mi go tutaj brakuje, ale gdy byłem młody i trenowałem w kraju, to też był problem. Wielu kolegów po prostu zazdrościło, patrzyło na mnie jak na syna trenera. Myśleli, że mam jakieś ułatwienia i z góry przesądzony sukces.
D.C.: W Ulm nie jesteś jedynym Polakiem, wraz z tobą jest Jeremy Sochan.
I.M.: Tak, robimy wielki polski duet i myślę że jesteśmy jednymi z najlepszych zawodników tutaj. To jest naprawdę niesamowite.
D.C.: Teraz już nie tylko razem w akademii. Macie za sobą debiut, okraszony pierwszymi punktami w seniorskiej reprezentacji Polski. Jakie to uczucie zostać powołanym w tak młodym wieku, szczególnie że moglibyście grać dla dwóch innych reprezentacji narodowych?
I.M.: To było na razie moje największe marzenie – dostać powołanie do kadry. Wcześniej nie byłem powoływany nawet do kadr młodzieżowych i nagle z niczego na portalu w internecie dowiaduję się, że zostaliśmy powołani. Naprawdę to był dla mnie szok. Przez pierwsze cztery dni uśmiech nie schodził z mojej twarzy. Kiedy już dotarliśmy do Gliwic, wszyscy nas świetnie przyjęli, więc naprawdę to coś niesamowitego.
D.C: Czy to znaczy, że inni wiedzieli o powołaniu przed tobą? Selekcjoner nie dzwonił do ciebie z informacją o powołaniu?
I.M.: Pierwszy o swoim powołaniu dowiedział się Jeremy. Jeśli chodzi o mnie, najpierw trener zadzwonił do taty, a dopiero po dwóch dniach do mnie, żeby wyjaśnić mi swoje plany i moją przyszłość w kadrze.
D.C.: Ktoś ze starszych zawodników zrobił na tobie szczególne wrażenie lub wziął ciebie pod swoje skrzydła?
I.M.: Myślę, że wszyscy starali się pomóc nam – młodym zawodnikom. Najwięcej pomagali Michał Michalak – z nim miałem wiele fajnych rozmów, bo też znaliśmy się już wcześniej – oraz Adam Waczyński.
D.C.: Nie czujesz strachu lub presji, że za jakiś czas to ty i Jeremy będziecie stanowić o sile naszej reprezentacji?
I.M.: W czym tu czuć presję? Jestem bardzo zadowolony, że mnie powołano. Cieszę się, że moja ciężka praca wreszcie została doceniona. To dla mnie wielka rzecz – powołanie do kadry.
Posłuchaj rozmowy: