Związek Żarko Udovicicia z Lechią przechodził przez różne fazy. Od pierwszego zauroczenia, przez poważne kryzysy, po fazę zapomnienia i ostatnio – odrodzenia. Skrzydłowy wrócił do składu, zdobywa bramki, znów wszystko dobrze się układa. Jak poradził sobie z grą w rezerwach? Czy problemy zdrowotne są już za nim? Czy zimą chciał odejść? Co z jego nowym kontraktem? Między innymi o tym rozmawiamy z serbskim skrzydłowym. Czujesz się zawodnikiem, który piłkarsko zmartwychwstał? Wróciłeś znikąd?
Nie czuję się tak, bo cały czas byłem z pierwszą drużyną. Oprócz półtoramiesięcznego okresu, kiedy miałem problemy zdrowotne, trenowałem z zespołem. Po powrocie z Serbii, gdzie pojechałem w czasie świąt, od 7 styczna cały czas byłem do dyspozycji.
Zimą wrzuciłeś na Instagram zdjęcie z podpisem „Prawdziwy menago pracuje nawet zimą.” Szykowałeś się do odejścia?
Nie, to był nasz bardzo dobry znajomy z Gdańska, przyjaciel mój, Mario i szczególnie Zlatana. On zajmuje się młodymi chłopakami, zupełnie nie chodziło o współpracę między nami. Mieliśmy kontakt, bo wtedy dużo czasu spędziłem na grze w drugiej drużynie.
Jak do tego podchodziłeś? Ostatnio Nazarij Rusyn powiedział, że w rezerwach Legii grał nie będzie. Jak Ty traktowałeś grę w drugiej drużynie?
Ja zawsze jestem pozytywny i uśmiechnięty. Dużo rzeczy przeżyłem już w trakcie kariery, potrafię sobie radzić z takimi sytuacjami. Wtedy wracałem do zdrowia, nie byłem przygotowany tak, jak reszta drużyny, byłem dwa tygodnie „za” resztą. Chciałem mieć w nogach i płucach mecze w drugim zespole. Najpierw było to 45 minut, potem 60 i dwa spotkania w pełnym wymiarze, również derby z Arką w Gdyni. Miałem też w głowie to, że jeżeli w rezerwach mogli grać tacy zawodnicy jak Milos Krasić czy Sławomir Peszko, to czemu nie Żarko? To mi tylko pomogło, trener Dominik Czajka dużo zrobił, żebym wrócił do dobrej dyspozycji.
Jak wygląda Twoja sytuacja zdrowotna? Ostatnio pokazałeś po bramce „kaloryfer”, wygląda na to, że fizycznie wszystko jest w porządku. Czy problemy, przez które przechodziłeś rok temu, są już za Tobą, czy musisz dalej się badać i monitorować?
Tych badań już wystarczy! Po przejściu koronawirusa, który złapał nas wszystkich w listopadzie, miałem półtora miesiąca przerwy, bo znowu dopadło mnie to, co wcześniej. To był pech, bo lekarz mówił, że nie widział, żeby komuś takie coś przytrafiło się dwa razy. Rok temu pisano różnie rzeczy, ale to nie ma nic wspólnego z zawałem serca. Miałem rezonans magnetyczny, USG, badanie metodą Holtera, wszystko, co konieczne. Ze mną wszystko jest już w porządku. Miałem podwyższony pewien parametr w krwi, to sugerowało, że złapała mnie infekcja, ale na szczęście nie było to nic poważnego.
Spodziewałeś się, że wrócisz i do formy, i do podstawowego składu? Ostatnio w duecie z Conrado wyglądałeś podobnie do tego, jak prezentowałeś się kiedyś z Filipem Mladenoviciem.
Szczerze mówiąc, spodziewałem się, że dostane jakieś minuty, ale nie spodziewałem się, że wszystko tak się poukłada. To pokazuje, jak niesamowitym sportem jest piłka i dlaczego tak ją wszyscy lubimy. W pewnym momencie Conrado, Joseph, Omran, Kenny byli w dobrej formie. Widziałem, że jest duża konkurencja, nawet Zwolak grał momentami na lewej pomocy. Musiało złożyć się wiele rzeczy, żebym wrócił. Jeden kolega jest w słabszej dyspozycji, ktoś inny ma problemy zdrowotne i zrobiło się miejsce, żebym coś pokazał.
A kto Twoim zdaniem wrócił z większej czarnej dziury, Ty czy Mario Maloca?
On miał trochę ciężej, bo był przesunięty do rezerw. Ja grałem tam tylko mecze, a byłem cały czas z pierwszą drużyną. W ostatnich trzech miesiącach on miał gorzej, ale jeżeli chodzi o cały rok, to bez wątpliwości ja.
Jak wy odnajdywaliście się w ekipie z rezerw? Tam grają przecież chłopcy dwa razy młodsi od Ciebie.
My z tymi młodymi zawodnikami spotykamy się codziennie na obiektach przy Traugutta. Znałem tam dużo osób, także cały sztab szkoleniowy. Zachowywałem się tak, jak w pierwszej drużynie. Zawsze uśmiechnięty, zawsze pozytywny. Kiedy wygrywaliśmy, puszczałem muzykę, polskie kawałki leciały w szatni. Różnica była tylko taka, że przed meczem się goliłem, żeby wyglądać na młodszego. (śmiech)
Po ostatnim spotkaniu pojawiły się na Twitterze hasła #KontraktdlaŻarko i #KontraktdlaMario. Jak wygląda sytuacja z waszymi umowami?
Życie i kariera nauczyły mnie, żeby niczego nie planować. Szczególnie w zeszłym roku. Miałem fajne plany po finale Pucharu Polski, a zniszczyły się one po siedmiu dniach. Teraz podchodzę do wszystkiego na spokojnie, mecz po meczu. Najważniejsze, że ekstraklasa znowu patrzy na moje bramki i nasze zwycięstwa. Co będzie dalej, czas pokaże.
Co masz na myśli, mówiąc o zniszczonych planach?
W meczu o 4. miejsce ze Śląskiem zagrałem bardzo dobrze, niestety przegraliśmy, w finale pucharu dołożyłem asystę i myślałem, że idzie to w dobrą stronę. Po tygodniowym urlopie wróciliśmy, a ja znowu wylądowałem na ławce rezerwowych. To mnie nauczyło, że nie ma co snuć planów. Teraz mamy jeszcze miesiąc, a ja jestem spokojny o moją przyszłość. Czuję się bardzo dobrze, najważniejsze, że problemy zdrowotne są za mną.
Teraz przed wami trudny okres. Zagracie ze Śląskiem, Piastem, Lechem i Legią. Te mecze zdecydują o tym, gdzie w tym sezonie skończycie?
Ja już przed meczem z Pogonią powiedziałem, że to jeden z takich meczów. Niestety nie udało się tam wygrać. Teraz najbliższe spotkania zdecydują, na jakiej pozycji będziemy. To są fajne mecze, bo – z całym szacunkiem do beniaminków – lepiej gra się z mocnymi rywalami. Przypomnijmy sobie, jak wyglądało spotkanie w Mielcu. Nikt nie chciałby tego powtarzać, grać jeszcze raz na tak zmrożonym boisku i spotkania o takim przebiegu.
Ale przebieg meczu zależy też od was.
Tak, może i nam trafił się zły dzień. Ale myślę, że wiesz, co chciałem powiedzieć. Teraz czekają nas mecze z Piastem, Legią, Śląskiem, to są spotkania, które naprawdę nam pokażą, gdzie jesteśmy. Myślę, że będzie sporo fajnego futbolu i konkretów.