Dariusz Marzec nie zrealizował celu, jakim był awans do ekstraklasy, ale zostanie w Arce. O nowym kontrakcie rozmawiał jeszcze przed meczem barażowym z ŁKS-em. Trenera żółto-niebieskich zapytaliśmy o podsumowanie rundy wiosennej, niespełnione cele, trudności, koronawirusa i plany na przyszłość. Czy po zakończeniu sezonu był Pan pewien, że zostanie w Arce, pomimo że nie udało się zrealizować celu, jakim był awans do ekstraklasy?
Tak, rozmowy prowadziliśmy już wcześniej. Właściciel powiedział, że chciałby kontynuować współpracę.
Po meczu barażowym wśród kibiców pojawiły się głosy, że skoro celu nie udało się zrealizować, to należy zmienić trenera. Pan rozumie to niezadowolenie?
Oczywiście, każdy ma prawo być niezadowolony, my też jesteśmy niezadowoleni.
Jakie były w klubie emocje po meczu z ŁKS-em? Rozczarowanie, wściekłość, niezrozumienie? To spotkanie było trudne do zrozumienia, patrząc choćby na statystyki.
Zaraz po meczu była wściekłość, żal i smutek. Wszyscy byli przybici, widać było, jak każdemu zależało. Od samej góry, do samego dołu. Od zawodników, przez sztab, po właścicieli. Ten mecz pokazał, że zespół chciał, ale czegoś zabrakło. Teraz jest czas na analizy.
Mnóstwo było strzałów, ale sytuacji klarownych nie aż tak wiele. Może problemem nie było wykończenie, a ostatnie podanie?
Problem z wykańczaniem akcji mieliśmy nie tylko z ŁKS-em, ale w większości meczów w tej rundzie. Dochodziliśmy do klarownych sytuacji, a mimo to piłka do bramki nie trafiała. To na pewno jest element, który należy poprawić.
Wątkiem, który się powtarza, są zmiany. Pan też o nich mówił, choćby po finale Pucharu Polski. Tym razem zdecydował się Pan na zaledwie dwie roszady, w dodatku dość późno. Czy to nie pokazuje, że miał Pan na ławce za mało impulsów?
Każdy, kto oglądał mecz, widział, jak to wyglądało. Nasza przewaga była naprawdę dość duża i to pokazują też liczby, które w tym wypadku nie kłamią. Ja też widziałem, że cały czas napieramy. Nie potrzebowaliśmy mocnego impulsu. Zabrakło nam trochę szczęścia, ono jest potrzebne i w piłce, i w życiu. Przy innym układzie okoliczności piłka po strzale Pirulo nie wpadłaby do bramki, a my coś byśmy strzelili. Oczywiście nie wszystko można tłumaczyć szczęściem, bo awansu do ekstraklasy nie przegraliśmy w ostatnim meczu. Ja od początku mówiłem, że awans gwarantują dwa pierwsze miejsca. Tego nie osiągnęliśmy, a baraże rządzą się swoimi prawami. Czasami lepszy może odpaść.
Arka pod Pana wodzą odniosła w lidze 9 zwycięstw, zanotowała cztery remisy i cztery porażki. Z tego bilansu – abstrahując od braku awansu – może Pan być zadowolony?
Ja podchodzę do tego tak, że trzeba wyciągnąć wnioski z błędów i wszystko rozliczyć. Borykaliśmy się na początku rundy z dużymi problemami. Zdarzało się, że wypadało po 5-6 piłkarzy, z różnych powodów – czasem przez koronawirusa, czasem przez kontuzje. Przez uraz mechaniczny wypadł Julek Letniowski, który jesienią zamiatał. Robił liczby i mnóstwo dawał temu zespołowi. To był największy problem – rotacje, szukanie, łatanie.
Jakiś czas temu powiedział nam Pan, że największym błędem trenerów jest ciągłe szukanie wymówek. Czy to, o czym Pan mówi, to są wymówki czy argumentacja?
Nie, to nie jest żadna wymówka. Mieliśmy cel, trzeba było go za wszelką cenę osiągnąć, nie udało się. Bierzemy to na siebie. Teraz przychodzi czas analiz, czas rozliczania i musimy zrobić wszystko, żeby przeanalizować nasze błędy i już ich nie popełnić.
A jak w Pana ocenie klub poradził sobie z sytuacją związaną z koronawirusem?
Przeszliśmy ten problem, a teraz cały zespół zostanie zaszczepiony. Mamy nadzieję, że nie będzie to już nas dotyczyło, ale w tym sezonie, jak każdy mieliśmy z tym kłopoty. Nie mówiło się o tym, ale w kilku meczach część zawodników nie mogła być brana pod uwagę.
Czy Maciej Rosołek i Juliusz Letniowski wrócą do macierzystych klubów?
Na pewne rzeczy nie mamy wpływu, ale to był majstersztyk, że Maciek do nas trafił. Dał nam dziesięć bramek, grał tak, jak chcieliśmy i szkoda nam takiego młodzieżowca, ale jeszcze raz powtórzę, że to była wielka rzecz, że trafił do Arki. Julek także, tak jak mówiłem, przed kontuzją dużo nam dawał. Obaj wracają do swoich klubów. Dla nas teraz jest czas na pracę, piłkarze wypoczywają, a sztab i szefostwo działają, żeby wykonać jak najlepsze ruchy.
Na „pozycję” młodzieżowca widzi Pan już kogoś w klubie, czy będziecie szukali transferu?
My chcieliśmy w tym sezonie zrobić wszystko, żeby Arka wróciła do ekstraklasy. Dlatego ciężko było eksperymentować, dawać więcej czasu do gry młodzieżowcom. Teraz, praktycznie za tydzień, będziemy mieli okres przygotowawczy. To będzie miesiąc pracy, podczas której dokładnie przyjrzymy się tym chłopcom, będą grali w sparingach z wymagającymi przeciwnikami. To pokaże nam, jaka jest siła młodzieżowców, których mamy w kadrze.
W zespole ma Pan też doświadczonych graczy, chociażby Pawła Sasina czy Marcusa. Oni dalej będą w Arce?
Są zawodnicy, którzy są potrzebni w szatni, budują ją i mają bardzo dobry wpływ nawet wtedy, kiedy grają mniej. Są też tacy, którzy grają, a nie są duchem i mocą zespołu. Paweł i Marcus to profesjonaliści, obaj wszystko daliby, żeby grać w ekstraklasie. Oni byli po porażce z ŁKS mocno zbici, tak jak reszta zespołu. To pokazywało, jak bardzo chcieli awansować.
A są osoby, o których może Pan powiedzieć, że się nie sprawdziły i odejdą z klubu?
Jesteśmy w trakcie analizowania i rozmów na ten temat.
Model opierania zespołu na Polakach zostanie utrzymany?
Oczywiście, chociaż wszystko jest też kwestią zawodników. Jeżeli trafi się naprawdę dobry obcokrajowiec i będzie w finansowym zasięgu Arki, to chyba każdy chciałby go pozyskać, prawda?
Oczywiście. Cele na nowy sezon pozostają takie same?
Cel Arki zawsze będzie taki, żeby grać w najwyższej klasie rozgrywkowej. To na pewno nigdy się nie zmieni.