Kacper Sezonienko, czyli piłkarz z wyjątkową pasją. „Niektórzy mają pieski czy koty, a ja mam gołębie”

Kacper Sezonienko to być może piłkarz z najbardziej nietypową pasją w ekstraklasie. „Zawodowo” zajmuje się strzelaniem goli czy asystowaniem i ostatnio wychodzi mu to znakomicie. W wolnym czasie… chowa gołębie. – Jestem przywiązany do tych zwierząt, to dla mnie wielka pasja, druga obok piłki – mówi nam młody napastnik. O Kacprze przed rozmową usłyszeliśmy, że to świetny chłopak, dużo pracujący na treningach, ale mało mówiący. Potwierdziło się to tylko po części. Język rozwiązał mu się bowiem na hasło „gołębie”. – Ta pasja przechodzi u nas z pokolenia na pokolenie. Dziadek zaczął je chować, trwa to u niego już ponad 30 lat, później zaczął też tata, a w końcu ja. Niektórzy mają pieski czy koty, a ja gołębie. Jestem przywiązany do tych zwierząt, to dla mnie wielka pasja, druga obok piłki – tłumaczy Sezonienko.

POSŁUCHAJ CAŁEGO ODCINKA, KTÓREGO GOŚCIEM BYŁ KACPER SEZONIENKO:

– U mnie wszystko zaczęło się w 2015 roku, dziadek zrobił mi mały gołębniczek i dostałem 15 ptaków. Do dziś z nich został tylko jeden. Gołębie idą na loty, są z nich rozliczane, sprawdzamy wyniki. Tworzone są listy każdego hodowcy i klasyfikacje. W sezonie ekstraklasy mamy 34 kolejki, tutaj 14 lotów. Pierwszy gołąb dostaje 50 punktów, a kolejne odpowiednio mniej – opowiada młody napastnik, który doświadczenie w chowaniu gołębi ma dużo większe niż to boiskowe w seniorskiej piłce.

– Obecnie mam 22 gołębie, z 2015 roku został tylko jeden, a kolejne są z następnych lat. Najbardziej przywiązany jestem do tego najstarszego, jest najbardziej oswojony, potrafi przylecieć, usiąść na barku, ziarnka podziobać. Jest bardzo przyjazny. Znajomi, przyjaciele czasem sobie ze mnie żartują, kiedy spóźniam się na spotkania, bo siedzę z gołębiami. W szatni większość osób pewnie nawet nie wie, że je mam – mówi nam piłkarz, który ostatnie tygodnie ma wyjątkowo udane. Wskoczył do pierwszego składu, miał udział przy golu z Jagiellonią Białystok, z Górnikiem Łęczna trafił do siatki, a z Legią asystował.

„Z PRAWIE KAŻDĄ ROZMOWĄ IDĘ DO DZIADKA”

Młody napastnik pochodzi z Lichtajn, to niewielka miejscowość pod Ostródą. Tam zaczynał, wychowywał się, budował prowizoryczne boiska i bramki. Ze znajomymi łapali za kosiarkę, dziadek załatwiał wapno. To wszystko brzmi jak opowieść z lat 90., a przecież Sezonienko urodził się w 2003 roku. – Jedną bramką był płot, drugą tworzyły dwie choinki, boisko było w kształcie trójkąta. Później dziadek zbudował mi bramkę, czasem powrzucał kilka piłek, a brat stał na bramce – wspomina swoje początki piłkarz Lechii.

– Dziadek jest jedną z najważniejszych osób w moim życiu, rozmawiam z nim o meczach, gołębiach. Właściwie prawie z każdą rozmową idę do niego. Razem z rodzicami zrobili dla mnie dużo, jeździli na treningi czy turnieje. Mama co dwa tygodnie ruszała na mecze do Bytowa. W jedną stronę jechało się trzy godziny, po spotkaniu zabierała mnie do domu, a następnego dnia odwoziła. Za to jej dziękuję – opowiada Sezonienko.

Z młodym zawodnikiem porozmawialiśmy nie tylko o jego pasji i rodzinie, ale też charakterze, sposobie patrzenia na świat, ciągłym optymizmie, ogromnej chęci do pracy i dużej świadomości. Poruszyliśmy też kwestie czysto piłkarskie – mecz z Legią, wysoki pressing, treningi z Tomaszem Kaczmarkiem. Tej rozmowy możesz posłuchać także tutaj:


Tymoteusz Kobiela i Paweł Kątnik
Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj