Grupa Sierleccy Czarni Słupsk walczyli do końca, ale wyraźnie przegrali we Wrocławiu ze Śląskiem 84:96. To piąta porażka w tym sezonie

Grupa Sierlecyy Czarni Słupsk wyraźnie przegrali we Wrocławiu z WKS-em Śląsk Wrocław 96:84, ale jak zwykle walczyli do końca. Stracili najwięcej punktów w tym sezonie, ale rywal był tego dnia świetny.


Śląsk rozpoczął piorunująco. Travis Trice łączą w sobie siłą doskonałego rozgrywającego (7 asyst) i świetnego strzelca (22 punkty) zdominował mecz w pierwszych pięciu minutach. Zanim więc kibice dobrze usiedli na swoich miejscach w Hali Stulecia WKS prowadził już 20:5. Koszykarze Andreja Urlepa doskonale uwalniali się spod obrony i rzucali na niesamowitej skuteczności. Tylko do przerwy trafili dziewięć trójek przy 11 próbach. Czarni w całym meczu tylko pięć razy. Podobnie jak w niedawnym meczu ze Stalą Ostrów, słupszczanie już do końca meczu będą tylko gonić rywala. Tym razem bez powodzenia. W pierwszej kwarcie gospodarze zdobyli aż 30 punktów.

MOC ŚLĄSKA ZBYT DUŻA

W drugiej kwarcie słupszczanie jakoś wyszli z pierwszych tarapatów, ale przewaga 10-15 punktów utrzymywała się stale. Tego dnia największym atutem Śląska był mocno skonsolidowany zespół. WKS miał bardzo mało słabych punktów i kiepskich momentów. Gracze wchodzący z ławki dawali zwykle nowy impuls lub nie odstawali od kolegów. Takie były wejścia choćby Łukasza Kolendy czy Kodi Justica. Ten pierwszy posunął się do tego, że w pierwszych swoich minutach na boisku niczym nie ustępował genialnemu Tricowi. Kolenda błyskawicznie trafił dwie trójki, zdobywał punkty spod kosza i dobrze dogrywał kolegom. Gospodarze znów wyraźnie prowadzili 19 punktami.

Próbujący bronić rozgrywających Tricea i Kolendę Marek Klassen zupełnie sobie nie poradził. Był to chyba najgorszy mecz w obronie kapitana słupszczan, który unikał fizycznej walki, gubił się na zasłonach i był z łatwością mijany. Nic dziwnego, że rozczarowany trener Mantas Cesnauskis  wielokrotnie rozkładał szeroko ręce i sadzał Klassena na ławce rezerwowych. Niewiele to jednak zmieniało.

DRUGA POŁOWA Z NADZIEJAMI

W drugiej połowie Czarni grali wyraźnie lepiej (wygrali nieznacznie III i IV kwartę), ale to było zdecydowanie za mało na świetnie dysponowanych rywali. Tylko tajemniczą i niezwykłą umiejętnością odradzania się w najtrudniejszych nawet sytuacjach wyjaśnić można, że w IV kwarcie Czarni doszli rywali na „odległość” pięciu – sześciu punktów (82:77 i 85:79) mając dodatkowo piłkę w ręku. Dwukrotnie w tych sytuacjach z dobrych pozycji rzucał Beau Beach.

Niestety tego dnia nie trafiał. Bohater wielu zwycięskich spotkań Czarnych zaliczył we Wrocławiu nieudany występ. Dość powiedzieć, że był to jego pierwszy mecz w sezonie, w którym nie trafił ani jednego rzutu trzypunktowego. Wiele zespołów wiedziało, że kluczem do wygranej to ograniczenie Beacha. Ale Śląsk był pierwszym, któremu się to skutecznie udało.

M.in. z racji wielkiej przewagi rywali pod koszem, w której roi się od ponad dwumetrowych koszykarzy o dużej mobilności i niezłej technice. W połączeniu z wybitnym kreatorem jakim jest Trice daje to mieszankę wybuchową. Śląsk będzie w tym sezonie bardzo groźny dla każdego, z racji wielkiego pola manewru jaki daje Andrejowi Urlepowi szeroki skład.

PIĄTY ELEMENT KLUCZOWY

W niewdzięcznej sytuacji, osamotniony pod koszem Kalif Young (Mikołaj Witliński nie zagrał z powodu choroby) dwoił się i troił grając naprawdę dobrze. Choć gdyby nieco lepiej łapał piłki, jego występ byłby statystycznie bardziej okazały. Z powodu braku Witlińskiego pierwsza piątka Czarnych składała się wyłącznie z obcokrajowców. I trochę nie odnajdą się w dominacji takiej formacji inni gracze z rotacji. Szczególnie dotyczy to Bartosza Jankowskiego, do niedawna regularnie występującego w wyjściowej piątce. W meczu ze Śląskiem w Słupsku Jankowski zdobył przecież 14 pkt., na świetnej skuteczności, dokładając zbiórki i asysty. Dziś gra epizody i nie bardzo ma możliwość dobrze wejść w mecz.

Choć statystyki temu przeczą (19 pkt. 5 zbiórek, 5 asyst) to nie był najlepszy występ lidera Czarnych Billy Garretta. Popełniał w ważnych momentach straty, które można określić jako dziwne. Wynikały chyba z lekkiej nonszalancji, zwanej też brakiem koncentracji oraz zupełnie niepotrzebnych fauli w ataku.

WYCIĄGAMY WNIOSKI Z PORAŻKI

Piąta (zaledwie) w tym sezonie porażka Czarnych stała się faktem i nie budzi wątpliwości. W Hali Stulecia wygrał zespół zdecydowanie lepszy. Pozytywy? To co znaliśmy do tej pory – drużyna nigdy się nie poddaje i w zasadzie wiele zespołów ligowych uległo by tego dnia świetnemu Śląskowi bardzo wyraźnie. No i Marcus Lewis. Można to już powiedzieć mocno i dobitnie. To znakomite wzmocnienie słupskiego zespołu! Wydaje się, że z meczu na mecz jest coraz lepszy. To ile daje zespołowi daje też nadzieję, że wysokie miejsce po rundzie zasadniczej ciągle jest bardzo realne.

Negatywy. Wyjęcie jednego choćby elementu z drużyny (Witliński) rodzi duże problemy. No i defensywa Marka Klassena, na którą jest tylko jeden sposób – mniej minut na boisku dla tego gracza, co skutkuje dużym uszczerbkiem dla ofensywy. Czyli pat.

Słupszczanie muszą szybko zapomnieć o porażce i skonsolidować się jako zespół. Już w sobotę, 5 lutego, wielki hit Energa Basket Ligi w hali Gryfia – mecz Czarni – Anwil.

 

Krzysztof Nałęcz

{jb_bluebox}WKS Śląsk Wrocław – Grupa Sierleccy Czarni Słupsk 96:84 kwarty: 30:19, 21:17, 21:23, 24:25

Śląsk: Trice 22(4×3) Ramljak 18(3), Dziewa 10(2), Meiers 6, Justice 9(3), oraz Kolenda 14(2), Kanter 7, Langevine 7, Karolak 3(1)

Czarni: Lewis 23(1), Garrett 19(1), Young 13, Klassen 8(2), Beech 7 oraz Słupiński 6, Musiał 5(1), Jankowski 3(1), Kulikowski 0{/jb_bluebox}

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj