Bardzo nierówna jest drużyna Marcina Stefańskiego w tym sezonie. W trakcie bieżących rozgrywek serie meczów przegranych przeplata tymi zwycięskimi. Teraz dołożyła jeszcze jedną zmienną – po bardzo dobrej grze kilka dni temu, przychodzi kolejny słaby występ.
Zadanie nie było łatwo, bo w Zielonej Górze nigdy nie gra się łatwo, natomiast to nie jest ten sam Zastal, który gromił rywali w ubiegłym sezonie, upokarzając niektórych przeciwników kilkudziesięciopunktowymi przewagami. W obecnych rozgrywkach Zastal ma już 9 porażek i pierwszy raz od dawna nie jest wymieniany w gronie murowanego faworyta do zdobycia złota. Dodatkowo Trefl świetnie spisał się w pierwszym starciu obu ekip, wygrywając po emocjonującej końcówce 93:89.
NIE BYŁO POWTÓRKI
W czwartek jednak forma Zastalu była mistrzowska. Od samego początku celnie z dystansu rzucał Devoe Joseph – 4 trójki w pierwszej kwarcie, a gdy on spuszczał z tonu, pojawiali się kontynuatorzy – Devyn Marble, Nemanja Nenadić, czy Dragan Apić. Po pierwszej połowie Zastal miał 15 punktów przewagi, a po przerwie zwiększał ją sukcesywnie, by zakończyć mecz stanem 91:66.
W sopockim zespole zawiodła skuteczność (zaledwie 41 procent rzutów z gry) oraz jeszcze gorsza celność za trzy („wpadło” zaledwie 6 rzutów z 23 prób). W dodatku Trefl popełnił aż 18 strat, to podobna wartość do tych, w których sopocianie zawodzili. A przecież jeszcze w ostatnim meczu przeciwko Czarnym imponowali w tej statystyce – po 20 minutach nie stracili ani jednej piłki przy aż 10 takich błędach lidera EBL.
Play-offy oddalają się, ale jeszcze nie zamknęły swoich wrót. Do końca sezonu Trefl zagra cztery mecze na wyjeździe: z Kingiem Szczecin, MKS-em Dąbrowa Górnicza, Legią Warszawa i derbowy z Arką. Jedyny domowy to ten ze słabym Startem Lublin.
Paweł Kątnik