Są takie dni, kiedy po prostu nic się nie układa. Przechadzając się po pokoju potkniesz się o dywan czy kopniesz szafkę, która od lat stoi w tym samym miejscu. Słowem – proste rzeczy nie wychodzą. Taki dzień miała Arka w Krakowie, ale miała też w swoich szeregach sabotażystę. Bo tak trzeba nazwać Christiana Alemana po tym, co zrobił w meczu z Wisłą. Meczu, który gdynianie przegrali 1:2.
25. minuta spotkania, bezbramkowy remis, tak naprawdę historia tego meczu dopiero się napisze. Starcie w środku pola, typowe, ktoś kogoś podciął, ktoś odepchnął. Widzimy to w niemal każdym meczu. O tym nikt by nie pamiętał, gdyby nie Christian Aleman. Ekwadorczyk zachował się absurdalnie, rzucił się na przeciwnika i uderzył go w plecy. Sędzia nie miał wyboru, musiał wyrzucić Alemana z boiska.
BŁĄD ARBITRA
Gdynianie byli więc w ogromnych opałach, a i tak przed przerwą stworzyli kilka sytuacji. Wyróżniał się Mateusz Stępień, który pierwszy raz w sezonie dostał szansę od początku spotkania. Nie potrafił jednak zlikwidować tego, co od zawsze było jego problemem – braku skuteczności. Okazja była, bramki znów Stępień nie zdobył. Zawiodło wykończenie.
Kolejnym ważnym momentem była ostatnia minuta pierwszej połowy, Balta faulował Sebastiana Milewskiego i nie obejrzał żółtej kartki. Do sędziego swoje pretensje zgłosił Michał Marcjanik, którego z kolei arbiter postanowił ukarać „kartonikiem”. Kapitan musiał grać z obciążeniem. – To, w jaki sposób sędzia prowadził ten mecz, to jest skandal – mówił po meczu wzburzony Janusz Gol. W kontekście tej sytuacji trudno odmówić mu racji. Jarosław Przybył mocno się pomylił.
BŁĄD KAPITANA
I niestety tego obciążenia nie uniósł. W 58. minucie Marcjanik próbował zablokować strzał rywala w polu karnym, nie schował ręki i piłka trafiła go właśnie w tę część ciała. Było to instynktowne i przypadkowe, ale rzut karny Wiśle należał się bezdyskusyjnie, a Marcjanikowi druga żółta karta. W tej sytuacji to arbitra nie można mieć pretensji. Arka musiała grać w dziewiątkę i odrabiać straty, bo „jedenastkę” pewnie wykorzystał Michał Żyro.
Dysproporcja sił była zbyt duża, Wisła tego meczu nie mogła już przegrać. Arka marzyła o remisie, ale w tak dużym osłabieniu bliższa była starty kolejnej bramki (kilka razy musiał wykazać się Kacper Krzepisz) niż zdobycia wyrównującej.
Arce kompletnie rozsypało się to spotkanie. Dużo musiałoby się złożyć, by przy tych wszystkich nieszczęściach udało się wywieźć z Krakowa choćby punkt. Szczęśliwych zbiegów okoliczności nie było, gdynianie ponieśli pierwszą porażkę w sezonie. A Alemana czeka dłuższa przerwa w grze. I bardzo dobrze.
Tymoteusz Kobiela