4 listopada 2007 roku. Bezbramkowy remis. Mecz zbliża się do końca. W 79. minucie dośrodkowuje Bartosz Karwan. Wygląda na to, że przeciągnął wrzutkę. Ale Grzegorz Niciński wyciąga się jak struna, głową trafia piłkę i kieruje ją w sam narożnik bramki. Od tego momentu jest derbowym bohaterem Arki. Aż do dzisiaj.
To było ostatnie ligowe zwycięstwo Arki nad Lechią. Później przyszły jeszcze dwa w Pucharze Ekstraklasy, ale te rozgrywki nawet już nie istnieją. Liga to liga. Niciński został wówczas bohaterem i pewnie sam nie pomyślałby, że będzie nim tak długo.
– Emocje były do samego końca. Wszedłem w przerwie, a my graliśmy w przewadze jednego zawodnika. Naszym celem był w tamtym sezonie awans, zespół był bardzo mocny. Do 79. minuty drżeliśmy o wynik. Dośrodkował Bartek Karwan, pobiegłem na dalszy słupek, wyciągnąłem się i piłka wpadła. Był tam jeszcze chyba Krzysiek Brede, ale udało się strzelić – wspomina Niciński. – Liczę jednak, że w piątek się sytuacja zmieni, że nikt nie będzie już mówił o Nicińskim, ale o Czubaku albo kimś innym – dodaje.
Po znakomitej jesieni Arka do derbów przystępuje z pozycji lidera. Wygrywała w ostatnich tygodniach wszystko, raz za razem piłkarze świętowali zwycięstwa, tańcząc w szatni coś, co miało przypominać grecką Zorbę.
– Arka ma dobrą passę. To nie jest przypadek, że punktuje. Gra solidnie i to przekłada się na wyniki. To będzie naprawdę trudny mecz. Oczywiście, w obu klubach jest wielu zawodników, którzy nie są z Trójmiasta, ale derby i tak rządzą się swoimi prawami. Myślę, że wygra piłka. Chciałbym zobaczyć naprawdę dobry mecz i zwycięstwo Arki – wyjaśnia szkoleniowiec, który dziś pracuje w Gryfie Wejherowo, a kilka lat temu wprowadził Arkę do ekstraklasy i finału Pucharu Polski.
POSŁUCHAJ ROZMOWY Z GRZEGORZEM NICIŃSKIM:
Tymoteusz Kobiela