W piątek, 7 czerwca, podczas gali KSW 95 po dziewięciu miesiącach przerwy do oktagonu powróci zawodnik Mighty Bulls Gdynia Sebastian Przybysz. Powraca w jednym celu – by odzyskać pas mistrzowski w kategorii koguciej. Gdańszczanin po raz piąty w swojej karierze skrzyżuje rękawice z Jakubem Wikłaczem. Tym razem będzie to pojedynek na terenie rywala, bo w jego rodzinnym Olsztynie.
Ostatni pojedynek z udziałem Przybysza zakończył się obrazkami, których widzieć w profesjonalnym MMA nie chcemy. Gdańszczanin w starciu o pas mistrzowski został nielegalnie kopnięty w głowę w parterze, przez co pojedynek został przerwany, a zwycięzcy nie wyłoniono. O tym pojedynku pisaliśmy >>>TUTAJ.
W związku z sytuacją sędzia Marc Goddard podjął dość kontrowersyjną decyzję. Nie zdyskwalifikował Wikłacza, tak jak to ma miejsce przeważnie w podobnych sytuacjach, a przerwał walkę, odjął zawodnikowi z Olsztyna dwa punkty i zarządził podyktowanie werdyktu na podstawie punktacji rund, które się odbyły. Z tej wyszedł remis – i takim też rezultatem zakończyło się starcie. Powodem takiej decyzji miał być fakt, że kopnięcie w wykonaniu Wikłacza miało być nieintencjonalne.
– Nie ma szans, że to było nieintencjonalne. Takie rzeczy nie dzieją się, jeśli nie chcesz ich zrobić. To nie jest tak, że jego noga sama stwierdziła, że będzie kopać, a on pomyślał, że nie chce tego robić. Po prostu w tym jednym momencie – w tej jednej sekundzie albo ułamku sekundy – Kuba chciał to zrobić i zrobił to. Po czasie pewnie wewnętrznie żałuje, ale trudno. To już się stało. Nie było to przyjemne dla mnie. Wprowadziło mnie na pewno do najtrudniejszego i najcięższego momentu w moim życiu, w którym do tej pory byłem. Fajnie było jednak wyciągnąć z tego wszystkiego lekcję i czuję, że dzięki temu, jak ten pojedynek się potoczył i tego, ile miałem w sobie złości, przeszedłem bardzo porządną zmianę wewnętrzną – wspomina Sebastian Przybysz.
DEMONY KONTUZJI, PRZEPRACOWANIE I POWRÓT DO GRY W TAJLANDII
Zdarzenia z tego pojedynku przyniosły za sobą konsekwencje w postaci złamanej ręki, którą Przybysz musiał wyleczyć, zanim wrócił do treningów. Oprócz tego w ubiegłym roku gdańszczanin toczył pojedynki z bardzo dużą intensywnością, bo w ciągu pięciu miesięcy stoczył ich aż trzy. Wyleczenie kontuzji i odpoczynek po nadzwyczajnie długim okresie przygotowawczym spowodowały, że Przybysza w oktagonie nie widzieliśmy od dziewięciu miesięcy.
– Całe zmęczenie, które mi się nagromadziło przez ten okres przygotowawczy, bardzo mocno wpłynęło później na gojenie się mojej rany. Po sześciu tygodniach nie miałem praktycznie żadnego zrostu w kości łokciowej. Doprowadzenie tego wszystkiego do dobrego stanu zajęło wiele czasu. Musiałem odpuścić treningi, by mój organizm się wyciszył, wyluzował i zregenerował. Potem już dałem do pieca. Parę miesięcy odpoczynku i w grudniu ruszyłem do Tajlandii. Tam rozpocząłem treningi i rehabilitację i poszło wszystko super – opowiadał reprezentant Mighty Bulls Gdynia.
Podczas przygotowań do walki z Wikłaczem w Tajlandii Przybysz nie tracił czasu. Swoje umiejętności szlifował w uznanym klubie Bangtao Muay Thai & MMA, gdzie miał również okazję przygotowywać się pod okiem legendy mieszanych sztuk walki Georgesa St-Pierre’a.
– Miałem okazję wziąć udział w seminarium z Georgesem St-Pierre’em, którego uważam za najlepszego zawodnika mieszanych sztuk walki jeżeli chodzi o sport, ale też to, jaką jest osobą. Fajnie było podzielić z nim matę i z całą resztą kolegów z klubu. Bardzo dobrze będę wspominać ten okres i nie jest to ostatni raz, kiedy lecę do tego klubu. Czuję, że to jest moje nowe miejsce. To nie znaczy oczywiście, że przestaję trenować w Mighty Bulls. Będę po prostu łączyć treningi w obu klubach – mówi Przybysz.
CEL – ODZYSKAĆ TYTUŁ MISTRZOWSKI
Sebastian Przybysz wrócił w pełni do zdrowia, przepracował, to co miał przepracować w kwestiach psychologicznych, a fizycznie przygotowywał się pod okiem najlepszych. Teraz będzie w stanie powrócić i zawalczyć o to, by odzyskać to, co stracił w grudniu 2022 roku – pas mistrzowski KSW w wadze koguciej. Czeka go jednak arcytrudne zadanie, bo piąty już w zawodowej karierze pojedynek z Jakubem Wikłaczem. Dodatkowym „smaczkiem” tego starcia, będzie to, że odbędzie się ono w rodzinnym mieście Wikłacza – Olsztynie.
– Długo pracowałem z moim trenerem mentalnym, psychologiem sportu Danielem Krokoszem. Jak dowiedziałem się, że ten pojedynek będzie na takich warunkach, to tym bardziej chciałem nad tym popracować, żeby być przygotowany. Mówiąc szczerze, to się nawet jaram tym, że wchodzę do „paszczy lwa”. Biję się w jego rodzinnym mieście, on ma na swoich barkach bardzo duży ciężar, bo musi udowodnić, że faktycznie jest ode mnie lepszy. Dodatkowo ma dużą presję swoim kibiców, którzy zedrą na pewno dla niego gardła. Ja wychodzę udowodnić swoje – mówił gdańszczanin.
Wydarzenia z ostatniego pojedynku nie zaburzają jednak perspektywy Przybysza na swojego rywala. Sportowa złość jest, ale pozostaje ona na szczeblu sportowym. Żal do Jakuba Wikłacza był, jednak do walki podchodzi, jak do każdej innej.
– Nie chcę tak mówić, że go nienawidzę w tym momencie. Na pewno mnie bardzo bolało, to co zrobił i jak się zachował po walce. Nie mam mu jednak teraz tego za złe. Przerobiłem to, mam to za sobą. Popełnił błąd, ale nie musimy być kolegami, ani się lubić. Wychodzę do tego po prostu jak do każdego kolejnego pojedynku. Nie traktuję tego tak, jakbym znał już bardzo dobrze Kubę, ale tak, że to jest kolejny przeciwnik, z którym będę się mierzyć – wspomina zawodnik z Gdańska.
Gala KSW 95 odbędzie się w piątek, 7 czerwca w Hali Urania w Olsztynie. Sebastian Przybysz zmierzy się z Jakubem Wikłaczem w walce wieczoru. Na szali będzie pas mistrzowski w kategorii koguciej.
– Ta piąta walka jest po to, by wszystkim udowodnić, że jestem lepszy od Kuby i to ja jestem mistrzem. Pas wraca do Trójmiasta – podsumowuje Przybysz.
Posłuchaj całej rozmowy z Sebastianem Przybyszem:
Jakub Krysiewicz