Przestaję raczkować, zaczynam chodzić. Do biegania daleka droga…

Minął rok kiedy powiedziałem: Zaczynam biegać. 365 dni, które dały dużo radości i satysfakcji. Dostarczyły jednak i smutnych momentów, które na szczęście można przekuć w złoto. Bo czymże innym jest wiedza, którą zdobywamy, nie płacąc za nią zbyt wysokiej ceny. Tak jest przynajmniej w moim przypadku. Do tej pory i oby tak zostało. Tak krótko mógłbym podsumować rok biegania. Ale to nie wszystko. Oj, dużo wydarzyło się w tym czasie. Startowałem podczas imprez ulicznych w Gdańsku. Debiut w Biegu Westerplatte. Biegałem w Gdyni, Kwidzynie i nawet w Warszawie. Jeszcze miesiąc temu skoncentrowałbym się na wynikach, rekordach i innych takich. Jednak w czerwcu zaliczyłem pierwszą poważniejszą kontuzję. Nie ma w tym nic dziwnego, bo biegacze dzielą się na tych co mieli kontuzję lub na tych co będą mieć. U mnie doktor Paweł Rybak z Rehasport Clinic stwierdził zwapnienie przyczepu mięśnia czterogłowego, torbiel Bakera i zmiękczenie rzepki. Sześć tygodni przerwy w bieganiu i rehabilitacja. Już pisałem w jednym z blogów, że dobrze się stało, że dopadła mnie ta kontuzja. Dlaczego? W tym czasie dowiedziałem się więcej o swoim organizmie niż podczas niemal całego roku trenowania. Przede wszystkim tego, że niemal wszystkie kontuzje kolana mają źródło w innej części ciała. W moim przypadku wymagają wzmocnienia bioder i stóp. Dodatkowo buty, które wydawały się dla mnie dobre, wręcz idealne, bo czułem się w nich jak w kapciach, wcale takie dobre nie są. Przeciwnie. Już poszukuję czegoś bardziej „sztywnego”, tak aby stopa i organizm nie był oszukiwany, a przez to siła uderzenia na stopę większa. A to nie jest wcale takie dobre.

Co jeszcze dobrego się wydarzyło w ciągu ostatniego roku? Kiedy już zostałem neofitą biegania, a biegać nie mogłem, bo przecież trzeba było dać się zregenerować organizmowi, to jednak ciągle myślałem o… bieganiu. I tak wpadł mi do głowy pomysł akcji „Pomorze Biega z Radiem Gdańsk”, a w ramach tego m.in. treningi dla początkujących i bardziej zaangażowanych z profesorem Wojtkiem Ratkowskim z AWFiS oraz Akademią Biegania. Dziś tylko dodam, że w przyszłym roku akcja będzie kontynuowana, a jej wymiar jeszcze większy i piękniejszy. Na więcej informacji jeszcze przyjdzie czas. Rozmowy trwają.

Prywatnie cieszę się, że biegać zaczęła moja rodzina. Żona ma już za sobą debiut na 10 km. Aldona wystartowała w Nocnym Biegu Świętojańskim w Gdyni. Biega, starszy 15-letni, syn Dawid i cztery lata młodsza córka Maja. Opory ma najmłodszy Kajetan. Chociaż i on przebiegł ze mną 5 kilometrów w Parkrun. Biegają znajomi, którzy pozazdrościli mi lepszego wyglądu. Jestem młodszy o kilka dobrych kilogramów.

W ciągu tego roku poznałem wielu wartościowych ludzi. Oj, długo by wymieniać…, a ryzyko, że kogoś pominąłem duże, tak więc pozostanę przy stwierdzeniu, wielu wartościowych.

Zacząłem pisać blogi (dla Radia Gdańsk i dla natemat.pl), a pisania brakowało mi od dłuższego czasu. W końcu ostatnich prawie 20 lat życia związany byłem z pisaniem w pomorskich gazetach lub ich redagowania. Dziś pracuję w Radiu Gdańsk w biurze Marketingu i Reklamy, tak więc pisania niewiele. Teraz to się zmieniło.

Przestałem tylko marzyć, że przebiegnę maraton. Zacząłem nad tym pracować. Na początku wydawało mi się, że do mety 42,195 kilometrów dobiegnę w tym roku. Już wiem, że nic bardziej złudnego. Kiedy to zrobię? Tylko wtedy, kiedy mój organizm będzie do tego przygotowany. Może za rok, na 40 urodziny, a może za trzy lata na 42. Wtedy byłoby 42 kilometry na 42 lata życia. Pośpiechu nie ma. Chcę z biegania czerpać radość. Chciałbym także nauczyć się słuchać organizmu. A to nie jest takie łatwe, bo „gorąca głowa” już nie raz zakłócała sygnały, które organizm przesyłał. Tak było między innymi z kolanem. Do tego dochodzi jeszcze kwestia fałszywych doradców, który potrafią nieźle namieszać człowiekowi w głowie, bo niestety, ludzie mają tendencję do… szybciej, wyżej, dalej nie zwracając uwagi na konsekwencje tego. Ale o tym już pisałem w innym miejscu, tak więc pozwolę sobie zachęcić do lektury: „Biegaj tak, aby nie płakać i płacić”.

I pewnie jeszcze można by o tym roku pisać więcej, ale posłużę się statystykami, które także dużo mówią o ostatnich 365 dniach:

131 treningów

Najdłuższe wybieganie: 21,100 km półmaraton, 23.12 2012

Najkrótszy trening – 3 km, było ich kilka

Czas trwania treningów: 4 dni, 10 godzin, 35 minut

Dystans: 1092,33 km (zapis z endomondo)

Średnia prędkość: 10,25 km/h

Średnie tempo: 5 m:51 s

Spalone kalorie: 115174 kcal

Spalone hamburgery: 213 (w tym czasie zjadłem może pięć, jakoś tak przestały mi smakować 🙂)

Najszybsze 10 km: 47:17 podczas Biegu Europejskiego w Gdyni

Najszybsze 5 km: 22:52 treningowo

Test Coopera (12 min): 2,71 km

Schudłem: 10 kg, a muszę/chciałbym zrzucić jeszcze sześć

To tyle mam do powiedzenia. Krótko mówiąc, używając porównania do dziecka, przestaję raczkować, zaczynam chodzić, ale do biegania świadomego, bezpiecznego i wsłuchanego w organizm mam wrażenie, że jeszcze daleko. A przy okazji pierwszych urodzin życzę wszystkim dużo zdrowia i jeszcze więcej przebiegniętych kilometrów.

Marcin Dybuk

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj