Piotrek jest po wypadku. Miał zaledwie pięć lat na to, żeby się „wyskakać”. Może podświadomie wiedział, że coś się wydarzy. Zaczął chodzić, kiedy skończył siedem miesięcy. I nie przestawał. Był w wiecznym pędzie. Nie miał czasu na jedzenie i picie. Jedna rzecz jednak nie uległa zmianie. Miłość do morza. Od samego początku woda była jego sprzymierzeńcem. „WODA” pierwsze wypowiedziane słowo…
Bardzo chcę sobie przypomnieć wszystko, co było przed wypadkiem… Nie umiem, nie mogę… łzy same cisną się do oczu. Oglądanie zdjęć z przeszłości wywołuje lawinę płaczu.
Minęło pięć lat, 28 maja 2014 minie szósty, kiedy Piotrek nie może sam o sobie decydować. Pomimo niezwykłej psychiki, ogromnej siły, niewiarygodnej chęci do życia, Piotrek oddycha przy pomocy respiratora, a ciało odmawia współpracy. Bezpieczny fotelik, 50 km/h… siła uderzenia była tak duża, że odcinek szyjny kręgosłupa C2-C3 został złamany. Obrzęk rdzenia, zerwane więzadła szyjne, obrzęk płuc, mózgu, złamany bark, niewydolność oddechowa, paraliż czterokończynowy. Cud, że przeżył.
Rok w szpitalu na oddziale OIOM. Nie będę krytykować lekarzy, chociaż powinnam. Zjechaliśmy Polskę wzdłuż i wszerz, pomógł nam, chciał nam pomóc JEDEN lekarz. Na szczęście wiedział jak. Przerażające jest to, że człowiek, że dziecko tak niewiele znaczy. Lekarze nie chcą się przyznać do własnej niewiedzy. Od prawie sześciu lat poszukujemy lekarzy, którzy powiedzą nam, co dalej? Co jeszcze możemy zrobić, gdzie możemy pojechać?
To jest nasz syn, dla niego jesteśmy w stanie przenieść góry… Masażysta z Indii, prekursorskie zabiegi z falami orgonowymi, rehabilitantka sprowadzona z Poznania. Codziennie widać efekty. Chcielibyśmy, aby posuwały się o kilometry, tymczasem są to milimetry. Codziennie uczymy się cierpliwości. Nie zadajemy pytań, dlaczego? To i tak nic nie da. Czasu nie cofniemy… chociaż? Przy dzisiejszych możliwościach, postępie technologicznym wszystko jest możliwe.
Staramy się, aby dni nie były stracone. Wyjeżdżamy na wakacje, do kina, teatru. W 2013 roku Piotrek po raz kolejny zdobył Kasprowy Wierch. Ogranicza nas czasem logistyka. Brak środka transportu, nieprzejezdna dla wózka droga, ale się nie poddajemy. Jesteśmy razem i to jest najważniejsze. Piotrek twierdzi, że jak wstanie to pojedzie w Himalaje. Ja wierzę, że mu się uda. Tym bardziej, że uparty jest jak przysłowiowy osioł. Jest twardzielem o gołębim sercu. Ostatnie miesiące pokazały, że nie jesteśmy sami, że są ludzie, którzy są z nami. Dają nam energię i motywację do dalszych działań. Wiadomo, w „kolektywie” siła.
Teraz nadszedł czas na pionizator. Koszt to ponad 22 400,00 zł. Jeżeli damy radę, to będzie to kolejny krok ku lepszej historii naszego dzielnego Pirata. Piotruś jest podopiecznym Fundacji Marka Kamińskiego.