Nie posmarujesz, nie wjedziesz. Nielegalny proceder na polsko-rosyjskiej granicy

Każdy Polak wracający do kraju musi rosyjskim celnikom zapłacić 100 rubli. Proceder jest tak powszechny, że wiedzą o nim doskonale polskie służby graniczne. Pan Andrzej z Elbląga, w ramach małego ruchu granicznego co dwa tygodnie jeździ do Rosji. Niemal zawsze na granicy rosyjscy funkcjonariusze żądają pieniędzy. Banknot ma być włożony w paszport, podaje się go celnikowi, a ten zgrabnym ruchem wsuwa go pod biurko– opowiada mężczyzna.

Jego słowa potwierdzają też inni podróżni, którzy częściej jeżdżą do Rosji po paliwo. Trzeba zapłacić albo 100 rubli albo 10 złotych.

Aleksander Torba zastępca przewodniczącego rządu obwodu kaliningradzkiego apeluje, by podróżni zgłaszali każdy taki przypadek żądania łapówki. Z imienia i nazwiska oraz numeru służbowego można takie dane o nieuczciwych urzędnikach przesyłać nawet pocztą elektroniczną.

Każdy celnik złapany na przyjmowaniu łapówki będzie zwalniany

obiecują przedstawiciele władz obwodu. Nie podają oni jednak danych, ile w ostatnim okresie z powodu korupcji zostało zwolnionych funkcjonariuszy granicznych.

Dziennie na polsko–rosyjskiej granicy odprawianych jest 3 tysiące samochodów osobowych, z tego blisko tysiąc to Polacy.

(rg,Marek Nowosad)

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj