Świadkowie wypadku, z którymi rozmawiał nasz reporter twierdzą, że maszyna zwróciła uwagę mieszkańców Wygonina jeszcze przed wypadkiem. Słychać było, że śmigłowiec ma problemy z silnikien.- Co kilka sekund były jakby wystrzały, mówią świadkowie. Daniel Wenda, jeden z mieszkańców pobliskich domów usłyszał hałas, a po chwili śmigłowiec był już na ziemi. Według jego relacji pożar na początku był niewielki, dopiero po chwili ogień się rozprzestrzenił. Jedno ciało leżało obok śmigłowca, a dwa były w środku.
Drugi świadek, Grzegorz Karwowski widział helikopter, który wyglądał tak, jakby chciał kołować. Według niego w powietrzu wyglądał „tak jakby miał popsuty silnik i chciał lądować”. W powietrzu się nie palił, ale dźwięk zdradzał, że jest coś nie tak. – Opadał prosto, jakby miał lądować, dodał świadek.
Na pokładzie śmigłowca, który rozbił się w Wygoninie były trzy osoby. Wszystkie zginęły na miejscu. Aspirant Piotr Kwidziński z Komendy Powiatowej Policji w Kościerzynie powiedział, że nie ma na razie potwierdzenia tożsamości ofiar. – Na chwilę obecną ustalane są przyczyny wypadku, a miejsce jest zabezpieczane „poprzez oględziny, wykonanie zdjęć i materiału z kamer”. Kwidziński nie chciał potwierdzić, że na pokładzie śmigłowca był Krzysztof Mielewczyk tłumacząc, że „w chwili obecnej trwają ustalenia policyjne”.
Z Warszawy jedzie na miejsce Komisja ds. Badań Wypadków Lotniczych. Aspirant oświadczył, że „policja zabezpiecza ślady, które zostaną przekazane tej komisji”. Z kolei brygadier Tomasz Klinkosz, komendant powiatowy Państwowej Straży Pożarnej w Kościerzynie poinformował, że działania straży na miejscu już się zakończyły.
Dodał, że pierwsze na miejscu było pogotowie ze Starej Kiszewy. – Działania straży polegały na ugaszeniu płonącego śmigłowca, a właściwie tego, co po nim pozostało. Według świadków, gdy staż pożarna pojawiła się na miejscu, cała maszyna była już w ogniu. Klinkosz tłumaczy, że „szybciej tego pożaru ugasić się nie dało”.