Huk rozbijanej szyby, widok złodziei kradnących papierosy, szybki telefon na numer alarmowy i… bardzo długie oczekiwanie. Tak wyglądało zgłoszenie kradzieży w Gdyni. Wojciech Gierjatowicz przyłapał na gorącym uczynku złodziei, którzy włamali się do kiosku na skrzyżowaniu ulic Reja i Legionów. Jednak jak mówi, policjanci nie mieli szans na ich szybkie złapanie, bo zgłoszenie przestępstwa pod numerem 112 trwało niemiłosiernie długo.
Do włamania doszło na początku października. Gierjatowicz, jak mówi, przechodząc późnym wieczorem ulicą usłyszał głośny huk i zobaczył dwóch młodych ludzi wynoszących z kiosku papierosy. Natychmiast sięgnął po telefon i wybrał numer 112. Zanim jednak udało mu się powiadomić policję o zdarzeniu minęło 5 minut.
– Najpierw połączono mnie z Gdańskiem. Opowiedziałem dyspozytorowi o włamaniu, a on przekierował mnie do Gdyni. Tam znów opowiedziałem o kradzieży i znów mnie przekierowano. Łącznie zmieniałem rozmówców trzy razy. Rozmowa przeciągała się w nieskończoność, więc nie może dziwić, że gdy policjanci w końcu przyjechali na miejsce po złodziejach nie było już śladu, opowiada Gierjatowicz. Gdynianin zwraca też uwagę, że przed policją na miejscu pojawiły się nawet agencja ochrony i pracownik kiosku.
O sprawie poinformowaliśmy Komendę Miejską Policji w Gdyni. Jej rzecznik Michał Rusak zapewnia, że zgłoszenie zostanie zbadane, choć podkreśla, że to nie policjanci odbierają telefony w centrum „112”. – Te telefony są w zależności od potrzeb kierowane do odpowiednich służb. Dopiero gdy okazuje się, że w danej sytuacji potrzebna jest interwencja policji, dyspozytor łączy się z dyżurnym, który wysyła na miejsce odpowiednie siły. Na pewno jednak przeanalizujemy siatkę połączeń i ich czas. Zależy nam na tym, żeby interwencje były jak najszybsze, mówi Rusak.
Rzecznik radzi także, aby osoby, które są świadkami przestępstwa i są pewne, że konieczna jest reakcja tylko policji a nie pogotowia czy strażaków, dzwoniły pod numer 997. To może przyspieszyć interwencję.