Popękany dach, zbutwiała podłoga, drewniany wychodek i brak prądu – w takich warunkach od kilku lat żyje na działkach w Gdyni-Orłowie dwoje 40-latków. Bożena Wilmańska ze swoim partnerem Pawłem Cherą przyjechali tu osiem lat temu szukac pracy.
– Na mieszkanie w Gdyni nie mieliśmy szans, opowiada kobieta. Nie spełniamy kryteriów, nie mamy zameldowania, pracujemy dorywczo. Nikt nas tu nie zapraszał, więc musimy czekać na decyzję. „Kolejka jest długa” – te argumenty słyszymy od urzędników od lat, opowiada pani Bożena.
– To będzie już piąta zima w takich warunkach. Nie wiem, czy uda nam się przeżyć. Do naszej wsi w kujawsko-pomorskim nie wrócimy, bo nie mamy tam żadnych możliwości podjęcia pracy. Wolimy mieszkać w zdezelowanym i zbutwiałym barakowozie.
Drewniany barak na kółkach przy silniejszych podmuchach wiatru może się przewrócić i spowodować tragedię. 40-latkowie żyją bez wody, a butla z gazem też na długo nie wystarcza. Warunki w jakich żyją są bardzo skromne.
Pani Bożena i pan Paweł mają prawo ubiegać się o mieszkanie socjalne. W grudniu trafią na listę oczekujących na lokal socjalny. Wcześniej nie spełniali wymogów formalnych, by na takiej liście się znaleźć. Tam jednak obowiązuje kolejka, tłumaczy rzecznik gdyńskiego magistratu Joanna Grajter.
– Specjalna komisja rozpatrzy ich sprawę w pierwszej kolejności, bo to niewątpliwie jedna z trudniejszych sytuacji życiowych i lokalowych. Na razie proponujemy im schronisko na terenie Gdyni, jednak para z uporem odmawia zamieszkania w nim.
– Bożena Wilmańska i Paweł Chara zaczęli się starać o mieszkanie komunalne w Gdyni już w 2008 r. Wtedy nie można było rozpatrzyć ich wniosku, bo za krótko mieszkali w naszym mieście. By dostać mieszkanie komunalne, trzeba tu żyć minimum pięć lat, wyjaśnia Joanna Grajter.
Potrzebującą pomocy parą opiekuje się też gdyński MOPS. Ostatnio sfinansował zakup piecyka gazowego, którym ogrzewany jest barak. Przekazujemy też wsparcie na odzież i żywność, tłumaczy Cezary Horewicz, rzecznik placówki.