Śledczy badają, czy doszło do kradzieży, ale nie są pewni, czy zabrane przedmioty… w ogóle można ukraść. Chodzi o sprawę Służby Ochrony Lotniska z portu w Rębiechowie, która miała przywłaszczać przedmioty pozostawione przez pasażerów przed bramkami kontrolnymi.
Afera wybuchła po październikowej publikacji w Telewizji Polskiej i magazynie Puls Tygodnia. Pokazano w niej pracowników przywłaszczających przedmioty zabrane pasażerom na bramkach kontrolnych. Wśród przedmiotów, znajdowały się m.in. drogie perfumy, alkohol oraz ostre narzędzia.
Jak ustalił reporter Radia Gdańsk, z jednej strony prokuratorzy przyznają, że jest uzasadnione podejrzenie, że doszło do przestępstwa, a dokładnie do kradzieży. Kamery bowiem pokazują, że butelki, narzędzia i inne przedmioty trafiają do kieszeni pracowników lotniska. Z drugiej strony, jak powiedział Radiu Gdańsk Cezary Szostak z zajmującej się sprawą prokuratury w Oliwie, śledczy wciąż zastanawiają się nad tak zwanym statusem prawnym zabieranych rzeczy. Możliwe bowiem, że w momencie nagranym przez monitoring przedmioty były… niczyje. Rzecz oddana na bramkach teoretycznie nie ma przecież właściciela, a docelowo trafia jedynie do utylizacji. Śledztwo trwa, jeszcze w tym tygodniu prokurator przeprowadzi dokładną analizę zebranego materiału.
Dodajmy, że równolegle toczy się wewnętrzne śledztwo prowadzone przez gdańskie lotnisku. Po ujawnionej przez TVP i Puls Tygodnia aferze, do tej pory nikt nie został pociągnięty do odpowiedzialności.