– Miasto Gdańsk ma receptę na kłopoty stoczni. Nie uratuje to całkowicie jej trudnej sytuacji finansowej, ale uatrakcyjni gospodarczo tereny zakładu, mówi Radiu Gdańsk prezydent Paweł Adamowicz. Po analizie biznesplanu przedstawionego przez ukraińskiego właściciela, Agencja Rozwoju Przemysłu uznała, że nie może dokapitalizować stoczni. Zdaniem ARP mogłoby to być potraktowane przez Komisję Europejską jako dodatkowa, niedozwolona pomoc publiczna.
Prezydent Gdańska wyjaśnia, że miasto nie ma dużego wpływu na przyszłość zakładu, ale będzie starało się pomóc.
– Pracujemy nad drobnym pomysłem, który będziemy chcieli przedstawić rządowi. Myślimy o rozwiązaniach, które mogłyby uatrakcyjnić tereny zajmowane przez Stocznię Gdańsk. Przez to mogłaby wzrosnąć ich wartość gospodarcza, ujawnił prezydent. Przyznaje jednocześnie, że już się pogubił w sytuacji stoczni. – Jak słucham ARP i ukraińskiego właściciela, to nie wiem komu ufać. Jest to tak zapętlone, że jestem tym zaniepokojony, mówi Paweł Adamowicz.
ARP zarekomendowała Stoczni wystąpienie do Komisji Europejskiej o zgodę na realizację przedstawionego biznesplanu, by nie było ryzyka, że planowane działania zostaną uznane za niedozwoloną pomoc publiczną ze strony państwa. Zdaniem marszałka województwa Mieczysława Struka to jedyne wyjście. – Właściciel stoczni powinien tak zrobić, jeśli jest to jedyny scenariusz uratowania stoczni i zatrzymania odpływu pracowników produkcyjnych do innych zakładów. Inaczej Ukraińcy będą musieli szukać rozwiązania bez pomocy Agencji Rozwoju Przemysłu, uważa marszałek Struk.
Ukraiński właściciel stoczni Siergiej Taruta liczy, że ARP dofinansuje zakład kwotą 80 mln złotych, zezwoli na sprzedaż części gruntów za 100 mln, zrezygnuje z konieczności odkupu od niej 15 procent udziałów oraz odroczy spłatę pożyczki w wysokości 103,3 mln zł.