Do niecodziennego zdarzenia doszło na ul. Świętojańskiej w Gdyni. Pan Jacek uderzył samochodem w… turlającą się po ulicy drewnianą beczkę. Auto zostało na tyle mocno uszkodzone, że nie można go uruchomić. Właściciel beczki nie poczuwa się do winy. Środek nocy, niepełnosprawny Jacek Sójkowski jedzie ulicą Świętojańską, gdy nagle zbliżający się z naprzeciwka samochód daje mu sygnały światłami. Zanim kierowca orientuje się o co chodzi, jego samochód uderza w jakiś przedmiot.
– Gdy wyszedłem okazało się, że to drewniana beczka, która turlała się po ulicy. Samochód został mocno zniszczony, nie mogłem go uruchomić. Na miejsce wezwałem policję. Funkcjonariusze przyjechali, spisali notatkę i w zasadzie na tym sprawa się zakończyła, mówi Jacek Sójkowski.
Mężczyzna sam znalazł właściciela beczki. Ta pochodziła z jednej z restauracji znajdujących się przy Świętojańskiej. Właściciel jednak, jak podkreśla Sójkowski, na wstępie zaznaczył, że nie zamierza pokrywać kosztów naprawy samochodu, ponieważ nie poczuwa się do winy.
– Ktoś tę beczkę po prostu nam ukradł. Współczujemy temu panu, ale trudno, żebyśmy w tej sytuacji ponosili koszty. To tak, jakby złodziej ukradł samochód, spowodował nim wypadek, a potem odpowiadał za to właściciel pojazdu, tłumaczy w rozmowie z reporterem Radia Gdańsk menadżer restauracji. Jak zapewnia, słuszność tego stanowiska potwierdzają prawnicy.
Z tym jednak polemizuje Sójkowski. Jak wyjaśnia, ozdobna beczka stojąca przed lokalem została źle zabezpieczona, skoro ktoś mógł ją bez problemu przeturlać na ulicę. Menadżer odpowiada, że beczka nie kwalifikuje się jako przedmiot niebezpieczny i co za tym idzie, nie ma konieczności stosowania specjalnych zabezpieczeń. Niewykluczone, że spór rozstrzygnie sąd.
– Samochód jest dla mnie niezwykle ważny. Stanowi dla mnie jedyną możliwość na zarabianie pieniędzy i przemieszczanie się po mieście. Bez niego jestem uziemiony. Nie mogę nawet pojechać na rehabilitację. Nie stać mnie na remont, którego koszt szacuje się na ok. 3 tysiące złotych, dlatego możliwe, że będę walczył o te pieniądze w sądzie. Ja także rozmawiałem z prawnikami i oni twierdzą, że mam szanse na sukces, mówi poszkodowany.
Jednak policja nie wszczęła postępowania, ponieważ nie zakwalifikowano zdarzenia na Świętojańskiej jako kolizji drogowej. A to mogłoby pomóc Sójkowskiemu w ubieganiu się o odszkodowanie. – Poradziliśmy, aby udał się do Zarządu Dróg i Zieleni, który odpowiada za porządek na ulicach. Być może tam pan Jacek coś wskóra, mówi rzecznik Komendy Miejskiej Policji w Gdyni Michał Rusak.
Jednak i tam najprawdopodobniej niepełnosprawnego czeka zawód. – Odpowiadamy za porządek i bezpieczeństwo na ulicach Gdyni i jesteśmy ubezpieczeni od różnych zdarzeń, ale o odszkodowanie można skutecznie ubiegać się tylko w sytuacji, gdy coś dzieje się z naszej winy. Trudno doszukiwać się winy ZDiZ za to, że ktoś przeturlał beczkę na jezdnię, mówi wicedyrektor instytucji Maciej Karmoliński.
W tej sytuacji wydaje się, że jedyną osobą, która mogłaby odpowiadać za zniszczenie samochodu Sójkowskiego, jest złodziej beczki. Problem w tym, że policja go nie szuka, bo właściciel zgłosił kradzież beczki dopiero, gdy ta się już znalazła. Zgłoszenie nie zostało więc oficjalnie przyjęte.
– Nie wykluczamy, że pomimo braku zgłoszenia kradzieży sprawdzimy ten wątek. W ciągu kilku najbliższych dni okaże się, czy ta sprawa będzie miała ciąg dalszy, powiedział Rusak.