Grał w Lublinie, Gdyni i Warszawie, ale prawdziwą legendą został w Gdańsku. Roman Korynt, dziś prawie 85-letni były obrońca Lechii, przez wielu uważany jest za najlepszego piłkarza w historii klubu. W biało-zielonych barwach grał od 1953 do 1967 roku. Niewiele brakowało, a w Lechii nie zagrałby w ogóle. Podczas służby wojskowej grał w Warszawie, po jej zakończeniu przełożeni chcieli go zatrzymać w stolicy. On się jednak nie dał.
– Obiecywano mi awans, obiecywano porucznika, kapitana, a ja odpowiedziałem tak: obywatelu kapitanie. szeregowy Korynt odmeldowuje się. Jako kadrowicz powinienem grać minimum w drugiej lidze. Zaproponowano mi grę w Lechii Gdańsk i z przyjemnością tę propozycję przyjąłem. Jednocześnie grając w Lechii, awansowałem do reprezentacji, w której zagrałem trzydzieści sześć spotkań. Pomimo tego, że otrzymałem tytuł najlepszego piłkarza roku, moja kariera w reprezentacji skończyła się niefortunnie. Przestałem grać, bo przez pewien czas utrzymywałem kontakt ze znajomym na zachodzie, z którymi pisałem listy. Kolega w jednym z listów zapytał mnie, ile zarabiam i ile dostaję za mecz. Odpisałem mu, co było lekkomyślne. Ten znajomy przed meczem ujawnił, że jestem zawodowym piłkarzem a oficjalnie byliśmy amatorami grającymi za darmo. Zostałem dożywotnio zdyskwalifikowany, ale nadal grałem w Lechii Gdańsk, powiedział Roman Korynt.
Pomimo, że pan Roman na murawie nie występuje od lat, dziś kibice wciąż o nim o nim pamiętają. – Bardzo chciałbym podziękować, że kibice mnie szanują i że zapraszają na mecze. Mam nawet na stadionie swoją lożę. To jest bardzo sympatyczne, powiedział Korynt dodając, że kiedyś kibice byli bardziej żywiołowi niż teraz. – Może dzisiejsi kibice obrażą się za mojego słowa, ale wtedy publiczność naprawdę szalała. Czasami nie mogliśmy wymienić ani słowa, tak krzyczeli, wspomina piłkarz.
Reprezentacyjna kariera Romana Korynta została przerwana, ale w jednym z najbardziej pamiętnych meczów kadry w 1957 roku ze Związkiem Radzieckim. Ten mecz eliminacji mistrzostw świata przeszedł do historii. Polacy pokonali związek radziecki 2:1 dzięki bramkom Gerarda Cieślika. To on został wtedy okrzyknięty największym bohaterem, ale jednym tchem z nazwiskiem napastnika wymieniano też środkowego obrońcę Romana Korynta z Lechii Gdańsk. – To był najlepszy występ. Pokonaliśmy wtedy Związek Radziecki. To była fenomenalna sprawa. Pomimo, że mecz była bardzo dobrze zabezpieczony, kibice wbiegli na murawę i zanieśli nas na ramionach do szatni, wspomina Korynt.
Pan Roman przyznał, że po tym meczu, pierwszy raz w życiu wypił alkohol. – To był mecz naprawdę wyjątkowy, więc pozwoliłem sobie na trochę alkoholu. A może trochę więcej, przyznał z uśmiechem Korynt. – Wracaliśmy z tego meczu pociągiem, który był pełen kibiców. Gdzie by się człowiek nie ruszył słyszał tylko głosy zachęty. Ciężko było odmówić, dodał.
Były piłkarz biało-zielonych przyznaje, że po zwycięskim meczu ze Związkiem Radzieckim pojawiła się plotka, że piłkarze mogą zostać ukarani, dodał również, że z powodu kontuzji mógł w ogóle nie wystąpić w pamiętnym spotkaniu. – Były takie pogłoski, ale nas to w ogóle nie interesowało. My się po prostu cieszyliśmy i to było najważniejsze. Do dziś nie mogę zapomnieć tej radości. Przed samym meczem miałem lekką kontuzję stawu skokowego, ale na szczęście lekarze szybko mi pomogli i mogłem w tym meczu zagrać, powiedział Roman Korynt.