Śmigłowiec runął na ziemię. „Silniki stanęły i zaczęliśmy spadać” [VIDEO]

DSC 0610

Awaria silników, zła jakość paliwa czy błąd pilota. Jeszcze nie jest znana przyczyna katastrofy prywatnego śmigłowca, który w czwartek w Czystej koło Słupska spadł z wysokości 250 metrów. Na pokładzie było siedem osób, w tym dwoje dzieci w wieku 5 i 10 lat. Okoliczności i przyczyny katastrofy helikoptera mają ustalić technicy kryminalni z Komendy Wojewódzkiej Policji w Gdańsku i Komisja Do Spraw Badania Wypadków Lotniczych. Jej członkowie dotarli już na miejsce katastrofy.

Na razie wiadomo, że na wysokości 250 metrów zatrzymały się oba silniki i maszyna zaczęła spadać. Pilot musiał ratować się lądowaniem awaryjnym, maszyna spadła na łąkę obok boiska i przekoziołkowała. Helikopter ma urwany ogon, szczątki wirników i śmigieł są rozrzucone w promieniu ponad dwustu metrów.

– Rzadko się zdarza, by wyłączyły się oba silniki jednocześnie. Zazwyczaj ma to miejsce, gdy zabraknie paliwa lub silniki zostaną omyłkowo wyłączone. Gdy zawiedzie jeden silnik, pilot ma możliwość w miarę bezpiecznego lądowania. W tym przypadku wykorzystano możliwość tak zwanej autorotacji, gdy silniki nie pracują osoba kierująca maszyną wykorzystuje siłę nośną wirników, by posadzić śmigłowiec, ocenia Bogdan Frątczak z Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych.

– Tu widzimy, że siła przyziemienia była znaczna, bo helikopter uległ zniszczeniu. Nie znamy jeszcze dokumentacji w tej sprawie. Sprawdzimy uprawnienia pilota, stan techniczny maszyny oraz jej certyfikaty. Na razie jeszcze trudno orzec, co było przyczyną przyziemienia śmigłowca, dodaje ekspert.

W czwartek z siedmiu uczestników feralnego lotu pięć osób przewieziono do szpitala. Cztery już opuściły lecznicę, najpoważniej ranny jest właściciel śmigłowca. Jan G., rolnik z pobliskiego Witkowa ma uraz nogi.

Maszynę pilotował Amerykanin Mark Buller mieszkający na stałe w województwie zachodniopomorskim. Licencję pilota ma od 35 lat. – Kiedy silniki stanęły, zaczęliśmy spadać. Wykorzystując siłę nośną starałem się wylądować. Normalnie nie byłoby problemu, ale musiałem wykorzystać moją moc by ominąć drzewa, dom i linię energetyczną. Z tego powodu wylądowaliśmy dość twardo, śmigłowiec się przewrócił na bok po wylądowaniu i stąd zniszczenia, opowiadał naszemu reporterowi Mark Buller.

Wraz z nim na pokładzie, oprócz czwórki obywateli Polski, było jeszcze dwóch Amerykanów. Na razie nie wiadomo jaki jest wiek śmigłowca MI2, który rozbił się Czystej.

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj